Poszedłem więc dalej rozmyślając o niczym. Zastanawiałem się czy jej się podobam, co ona o mnie sądzi o innych takich. Nagle przeleciało nade mną coś wielkiego i czarnego.
- Znowu on – pomyślałem.
I potwierdzając moje przypuszczenia wylądował przede mną wielki rdzawo - brązowy basior.
- Witaj Kamilionie – Powiedział
- Witaj Miguelu – Powitałem go.
- Przywitał bym się z tobą przedtem ale byłeś zajęty patrzeniem się na wilczycę siedzącą nad mrocznym wodospadem.
- Wcale się jej nie przyglądałem Miguelu. – Powiedziałem to tak ostrym głosem że sam się przestraszyłem.
- Nie kłam Kamilionie. Radzę ci się trzymać z daleka od naszego mrocznego lasu. W końcu należysz do watahy świtu. – Miguel był kiedyś przywódcą mrocznej watahy lasu. Niestety mój ojciec wygrał z nim walkę i Miguel stał się tylko pomagierem. - I zabierz stąd swoich przyjaciół.
- Mam nadzieję że jeszcze pamiętasz że jestem strażnikiem mrocznego lasu? – Zapytałem
- Tak pamiętam o tym – odparł – ale moim zdaniem nie powinieneś nim być skoro od nas odszedłeś.
- Nie odszedłem od was tylko wy mnie zostawiliście!!! – Zacząłem na niego krzyczeć. –Podawałeś się za mojego przyjaciela!!! Z kogoś komu mogłem ufać!!!! Ale teraz widzę że popełniłem błąd wierząc ci. – Miguelowi opadła szczęka. – Mam już dość tego że kiedy na ciebie wpadam ty wypominasz mi coś czego nie zrobiłem!!! – Miguel wytrzeszczył oczy ale zaraz się opanował.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić!? Byłeś dla mnie jak młodszy brat. To nie ja cie zostawiłem tylko nasza wataha. Jak myślisz, dlaczego tu jestem? Wróciłem żeby odnaleźć ciebie i przyprowadzić z powrotem do nas.
- Ale ja nie chcę don was wracać! – Krzyknąłem. – Ja mam już watahę! Jestem zakochany! Więcej do szczęścia mi nie potrzeba. No chyba że twojej nieobecności. – Przestałem krzyczeć za to Miguel wyglądał jakby zaraz miał
- Wcale się jej nie przyglądałem Miguelu. – Powiedziałem to tak ostrym głosem że sam się przestraszyłem.
- Nie kłam Kamilionie. Radzę ci się trzymać z daleka od naszego mrocznego lasu. W końcu należysz do watahy świtu. – Miguel był kiedyś przywódcą mrocznej watahy lasu. Niestety mój ojciec wygrał z nim walkę i Miguel stał się tylko pomagierem. - I zabierz stąd swoich przyjaciół.
- Mam nadzieję że jeszcze pamiętasz że jestem strażnikiem mrocznego lasu? – Zapytałem
- Tak pamiętam o tym – odparł – ale moim zdaniem nie powinieneś nim być skoro od nas odszedłeś.
- Nie odszedłem od was tylko wy mnie zostawiliście!!! – Zacząłem na niego krzyczeć. –Podawałeś się za mojego przyjaciela!!! Z kogoś komu mogłem ufać!!!! Ale teraz widzę że popełniłem błąd wierząc ci. – Miguelowi opadła szczęka. – Mam już dość tego że kiedy na ciebie wpadam ty wypominasz mi coś czego nie zrobiłem!!! – Miguel wytrzeszczył oczy ale zaraz się opanował.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić!? Byłeś dla mnie jak młodszy brat. To nie ja cie zostawiłem tylko nasza wataha. Jak myślisz, dlaczego tu jestem? Wróciłem żeby odnaleźć ciebie i przyprowadzić z powrotem do nas.
- Ale ja nie chcę don was wracać! – Krzyknąłem. – Ja mam już watahę! Jestem zakochany! Więcej do szczęścia mi nie potrzeba. No chyba że twojej nieobecności. – Przestałem krzyczeć za to Miguel wyglądał jakby zaraz miał
wybuchnąć.
Czekałem aż zacznie się na mnie wydzierać ale on się na mnie rzucił. Wgryzł mi się w kark i zaczął mną potrząsać. Zacząłem wymachiwać łapami aż moje pazury dosięgły celu. Miguel puścił mnie wyjąc z bólu. Trafiłem go w łapę. Wilk ponownie się na mnie rzucił. Tym razem wgryzł mi się w bark. Obróciłem głowę i ugryzłem go w szyję. Poczułem w ustach smak krwi. Puściłem go a on mnie. Basior padł na ziemie. Ja słaniając się na nogach doszedłem do granicy naszego lasu. Tam na chwilę straciłem przytomność. Obudziłem się w jaskini medyków. Na de mną stała Moon Light.
- Powiesz mi co się stało? – Zapytała
- W sumie to nic. – Odpowiedziałem
- Twoje rany wyglądają tak jakby zaatakował cię inny, większy od ciebie wilk. – Moon Light wydawała się najmądrzejszym wilkiem w watasze.
- Bo tak było. – Przyznałem. – Zaatakował mnie członek mojej poprzedniej watahy. Nic mi nie będzie.
- No nie wiem – Odparła Moon. – Źle to wygląda.
- Ale źle nie jest. – Moon przyłożyła mi coś do rany a ja zawyłem z bólu.
- Auuuuu. Co ty robisz? – Zapytałem przez zaciśnięte zęby.
- Przemywam ci ranę – odpowiedziała alfa.
- To rób to delikatniej. – Poprosiłem.
- Robię to najdelikatniej jak umiem. – Odparła.
I nagle znów straciłem przytomność. Tym razem obudziłem się w jaskini mieszkalnej. Obok mnie siedziała Vanessa.
Czekałem aż zacznie się na mnie wydzierać ale on się na mnie rzucił. Wgryzł mi się w kark i zaczął mną potrząsać. Zacząłem wymachiwać łapami aż moje pazury dosięgły celu. Miguel puścił mnie wyjąc z bólu. Trafiłem go w łapę. Wilk ponownie się na mnie rzucił. Tym razem wgryzł mi się w bark. Obróciłem głowę i ugryzłem go w szyję. Poczułem w ustach smak krwi. Puściłem go a on mnie. Basior padł na ziemie. Ja słaniając się na nogach doszedłem do granicy naszego lasu. Tam na chwilę straciłem przytomność. Obudziłem się w jaskini medyków. Na de mną stała Moon Light.
- Powiesz mi co się stało? – Zapytała
- W sumie to nic. – Odpowiedziałem
- Twoje rany wyglądają tak jakby zaatakował cię inny, większy od ciebie wilk. – Moon Light wydawała się najmądrzejszym wilkiem w watasze.
- Bo tak było. – Przyznałem. – Zaatakował mnie członek mojej poprzedniej watahy. Nic mi nie będzie.
- No nie wiem – Odparła Moon. – Źle to wygląda.
- Ale źle nie jest. – Moon przyłożyła mi coś do rany a ja zawyłem z bólu.
- Auuuuu. Co ty robisz? – Zapytałem przez zaciśnięte zęby.
- Przemywam ci ranę – odpowiedziała alfa.
- To rób to delikatniej. – Poprosiłem.
- Robię to najdelikatniej jak umiem. – Odparła.
I nagle znów straciłem przytomność. Tym razem obudziłem się w jaskini mieszkalnej. Obok mnie siedziała Vanessa.
- Cześć śpiochu. – Przywitała mnie.
- Jak długo byłem nieprzytomny? – Zapytałem ją nie odpowiadając na jej powitanie.
- Byłeś nieprzytomny tylko przez dwa dni.
- Dwa dni? Jak dużo mnie ominęło? – Spytałem.
- W sumie to nic oprócz tego że dołączyły do nas trzy nowe wilczyce.
- Tak to w sumie nic. – Powiedziałem i zacząłem się śmiać.
Vanessa dołączyła do mnie śmiejąc się swoim perlistym śmiechem.
Kiedy wyjrzałem z jaskini zapadał już zmrok. Nagle wpadłem na pomysł.
- Vanesso, czy nie zechciałabyś się ze mną przejść? – Zapytałem ją.
- Z wielką chęcią. – Powiedziała Vanessa.
C.D.N
- Jak długo byłem nieprzytomny? – Zapytałem ją nie odpowiadając na jej powitanie.
- Byłeś nieprzytomny tylko przez dwa dni.
- Dwa dni? Jak dużo mnie ominęło? – Spytałem.
- W sumie to nic oprócz tego że dołączyły do nas trzy nowe wilczyce.
- Tak to w sumie nic. – Powiedziałem i zacząłem się śmiać.
Vanessa dołączyła do mnie śmiejąc się swoim perlistym śmiechem.
Kiedy wyjrzałem z jaskini zapadał już zmrok. Nagle wpadłem na pomysł.
- Vanesso, czy nie zechciałabyś się ze mną przejść? – Zapytałem ją.
- Z wielką chęcią. – Powiedziała Vanessa.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz