-Chyba jest teraz jakaś moda na miłość.-odparłem z ciekawością
-Gdyby nie ona to dalej byś był zaczarowany
-Też fakt,ale kto by mnie odczarował gdyby nie ty...
Przytuliłem się do Moon i dałem jej całusa.Lubi to.W końcu jest moją jedyną.Właśnie wracaliśmy z imprezy z nad wodospadu.Elfy się spisały świetnie,ale miały do mnie wąty.Teraz przechodziliśmy przez las.Za parę kroków będziemy przy jaskini.Lekko bolała mnie głowa więc przy namowie Moon poszliśmy do szpitala po Cydr.Gdy Moon chciała wchodzić do szpitala powstrzymałem ją.Wyczułem innego wilka.Nie znałem dobrze jego zapachu i mógł być to obcy.Moon się odsunęła.Ja przyjąłem pozycję bojową.
-Ktokolwiek tam jest niech wyjdzie!
Powoli wyławiał się.To był ten nowy.Nie widziałem go jeszcze.
-Chcesz zaatakować członka watahy?-odpowiedział z sarkazmem
Szykowała się walka.Ale wkroczyła Moon.
-Cześć Kankuro.
-Cześć,mam problem.
Nie ufałem mu.On też nie miał sympatii do mnie.Jak inne wilki,ale im przeszło.
-Jaki?-zapytała z troską
Ona chyba w nikim nie widzi zagrożenia,jak matka.Czasami mi to przeszkadza.
-Raz gdy się teleportowałem do szpitala wlazłem w dziwną maź.
Pokazał łapę a na niej coś zielonkawego.
-No to mamy problem.Wlazłeś w...
-W co wlazł?-spytałem się Moon
-W smarki ogra.
Wybuchłem śmiechem.Kankuro miał minę jakby miał zwymiotować.A mnie to bawiło.Wilk w smarkach.Po chwili Moon poraziła mnie swoim spojrzeniem.Powoli się uspokoiłem.
-Co w tym złego?To tylko smarki.
-No właśnie.Smarki przylepiają się do ciała i za nic nie można ich ściągnąć.To jeszcze nic.Po upływie czasu twardnieją na kość i pomagają zdrowieć złamanej kości w 3 dni,ale jak się przekroczy termin to smarki trawią to co pod nimi jest.
-Co???!!!
-Zrób coś z tym!-krzyczał
-Musimy poczekać aż stwardnieje,a potem ci to ściągnę.A i następnym razem nie teleportuj się prosto do szpitala.
Pożegnaliśmy się.Moon zaprzątała sobie nim jeszcze głowę.
-Dziś spisz u mnie,co ty na to?-powiedziałem
-Z wielką chęcią.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz