niedziela, 19 sierpnia 2012
Od Kod'iego
Nie mogłem znieść że byle jaka wataha mówi że nie możemy wchodzić do mrocznego lasu,a i tak jak bym cokolwiek zrobił to nikt mnie by nie zauważył nikt nie widział że nowy wilk przyszedł do stada, bali się mnie?No ale nie mogłem tego tak zostawić postanowiłem pójść do mrocznego lasu i wywalczyć miejsce to prawda że nie było nasze ale także nie było ich my byliśmy pierwsi, z innej strony to byłoby samobójstwo ale nie jestem tchórzem.Więc kiedy wszyscy poszli spać ja wymknąłem się do mrocznego lasu,no nie byłem tam głownie po to by porozmawiać z tymi wilkami ale także po to by pozbierać kilka ziół dla medyków chciałem znaleźć: -Trochę cydru -Gumboka -Felionu -Longaru -I najważniejszy składnik Ząb węża bo ostatnio trochę go zabrakło Tych wszystkich ziół nie mogłem trzymać w szczękach więc wziąłem koszyk,normalnie nie wiedziałbym o tych ziołach gdybym bez zgody medyków nie przeczytał książki o ziołach i innych rzeczach leczniczych.Oczywiście potem ją oddałem.Przez długi czas nikogo nie znalazłem tam i udało mi się wszystko zdobyć udało mi się nawet zdobyć 1 Ząb węża!Stwierdziłem że skoro przez 3 godziny nie znalazłem żadnego wilka to wrócę do domu i powiem że się wynieśli.Już miałem wracać gdy nagle ktoś zawołał: -ej ty wilku stój!!! To były te wilki było ich 5 i wszystkie mnie okrążyły a jeden zapytał: -Co masz za zioła w koszu? -a co cie to op chodzi -odpowiedziałem -Dużo moji ludzie śledzili cie i widzieli że zbierasz zioła na naszym terenie -Wo gule nie chciałeś poznać naszej watahy czy ty wiesz że nawet jeśli ten las jest niczyi to i tak jest nam potrzebny!!!!!!! -Nie będę ciebie słuchać ,chłopcy zabić go!!!! i zabrać zioła!!!! Nie chciałem im oddać ziół więc zamroziłem je żeby się do niego nie dostali.Potem nie miałem wyjścia musiałem walczyć dwóch załatwiłem moimi shurikenami które bardzo mnie osłabiły ponieważ bardzo dużo mojej mocy więc byłem osłabiony,myślałem że już umrę ale wpadłem na pomysł żeby użyć TEGO .Już miały się na mnie rzucić gdy nagle użyłem mojej sekretnej broni ''lodowego wycia'' i zamroziłem ich to szpiku kości tak było to głośne że połowa lasu zaczęła dygotać niestety tak mnie to osłabiło że zemdlałem mam nadzieje że ktoś mnie znajdzie:) C.D.N
Nowy wilk-Imala
Imię: Imala
Wiek:4 lata
Płeć: samica
Rodzaj: woda
Moce: telekineza,teleportacja,włada nad wodą,super szybkość i siła Charakter:nieufna,sympatyczna,cierpliwa,jeśli trzeba może pokazać kły albo zabić
Opis:Nieufna biała wilczyca.Chcę żeby wszyscy uważali ją za najważniejszą.
Stanowisko: Wolna wilczyca.Bez stanowiska.
Partner:Szukam.Może ktoś się skusi?
sobota, 18 sierpnia 2012
Od Kamiliona
- Znajdź sobie swoją partnerkę!!!! – Wrzasnąłem na niego. - Przepraszam! Wcześniej nie wiedziałem że ona jest twoją partnerką. – Adanai wydawał się mówić szczerze. - Słuchaj w stadzie jest dużo dziewczyn. Nie mogłeś zakochać się w innej? Musiałeś zakochać się akurat w mojej Van? - Oj daj spokój! Przecież jej nie podrywam! - A tylko byś spróbował – warknąłem. Vanessa która położyła się spać – nareszcie – zaczęła się niespokojnie wiercić. - Słuchaj Kamelion… - zaczął Adanai - Kamilion – Poprawiłem - Dobra Kamilion. Jestem tu od niedawna a Vanessa była dla mnie bardzo miła. - Wiesz możesz spróbować z Brave. W sumie będzie starsza od ciebie ale w końcu będzie. Przyda jej się partner. Adanai spojrzał na mnie, pokręcił głową i wyszedł. Tuż po jego wyjściu obudziła się Vanessa. - Kamilion… - Tak? – zapytałem - Ja muszę iść do mrocznego lasu. - Nie pozwolę ci na to! Chcesz skończyć tak jak ja? Ledwo poluje! Jedyne co jestem w stanie teraz złapać do małe dziki, lisy i zające! Jesteś piękną, młodą wilczycą której nie chcę stracić! Za bardzo cię kocham żeby cię tam puścić! – podszedłem do niej i na potwierdzenie moich słów pocałowałem ją. - I uwierzyć że żeby usłyszeć takie słowa musiałam tyle czekać! – Mruknęła pod nosem odwzajemniając pocałunek. I tak całowaliśmy się przez chwilę. Nagle usłyszałem kumkanie. Oderwałem się od Vanessy i powiedziałem: - Fred cię odwiedził. Vanessa podbiegła do żaby i wzięła od niej list. Odszedłem do Vanessy, dałem jej całusa w policzek i powiedziałem: - Nie zbliżaj się do mrocznego lasu. – I wybiegłem z jaskini. Vanessę ostrzegłem przed mrocznym lasem ale sam musiałem tam pójść. Rzuciłem się pędem w jego stronę po drodze zmieniając się w mgłę. Tylko w tej postaci mogłem wybrać się do świata zmarłych. Tam od razu otoczyły mnie duchy moich przyjaciół. Był tam mój przyjaciel z mrocznego lasu. - Arnes, jak dawno cię nie widziałem. - Ciebie też miło zobaczyć Kamilion. – Powiedział Arnes. - Dalej śledzisz poczynania watahy mrocznego lasu? – Zapytałem - Tak. I powiem ci że wasz las nie jest dla was bezpieczny. W waszej watasze jest szpieg z mrocznego lasu. – Powiedział. – Najlepiej żebyście nigdzie nie chodzili ani niegdzie nie byli sami. Poczekaj chwilę… - Jego oczy zrobiły się nieprzytomne. To oznaczało że bada sprawy na ziemi. – Jakieś wilki z mrocznego lasu zbliżają się do waszej jaskini mieszkalnej. Ale tam jest… O mój boże!!! Tam jest Vanessa!!! - Dziękuję za informację Arnes! Jestem twoim dłużnikiem. Z powrozem wylądowałem na ziemi i pędem puściłem się w stronę naszej jaskini. Spóźniłem się. Vanessy już nie było. Za to znalazłem list adresowany do… Do mnie? Jego treść brzmiała następująco: „Drogi Kamilionie. Nie musisz się martwić o swoją ukochaną. Dobrze się nią zajmę. Powinieneś się za to martwić o siebie. Obiecuję że już niedługo stracisz życie. Już ja się o to postaram. Wracając do twojej partnerki: Jeśli chcesz ją jeszcze odzyskać masz pojawić się nad mrocznym wodospadem jutro dokładnie o północy. Jeśli cię nie będzie Vanessa straci życie. Twój przyjaciel Miguel” Porwali Vanessę! Muszę biec do Moon Light. Kiedy dobiegłem do jej jaskini zobaczyłem ją z Damonem. - Moon! Mamy problem! Porwali Vanessę! – Wydyszałem - Co?! To przecież nie możliwe! Kiedy to się stało?! – Wykrzyczała - I kto to zrobił? – Zapytał Damon - Właśnie odwiedzałem mojego przyjaciela w świecie duchów kiedy on powiedział że wilk z mrocznego lasu zbliża się do naszej jaskini mieszkalnej. Przypomniało mi się że tam spała Van więc pobiegłem ile sił w łapach ale się spóźniłem. Vanessy już nie było. Za to na naszym legowisku leżał ten list. – podałem list Moon żeby razem z Damonem mogła go przeczytać . Kiedy już go przeczytali Moon powiedziała: C.D.N w opowieści Moon Light.
Nowy wilk-Alex
Imię: Alex
Wiek: 10 lat
Płeć: Wadera
Rodzaj: Woda
Moce: władanie nad czterema żywiołami, przeklinanie innych, uzdrawianie
Charakter: sympatyczna, odpowiedzialna, miła, wesoła, odważna, opiekuńcza, pomocna
Opis: Jej ciało zmienia się w zależności od nastroju. Zazwyczaj jej ciało przybiera kolor niebieski.
Stanowisko: łowca
Partner: szukam
Od Adanai
Miałem ostatnio sporo roboty. Kamalijon wyniósł Vanessę do jaskini. Ona niby też jest medykiem, ale nie jestem na nią zły, że mi nie pomaga. Ma prawo się wyspać.
Gdy powiedziałem jej partnerowi, co o niej myślę, nic nie powiedział. Odwrócił się, wziął ją do pyska i wyszedł. Nie odezwał się już później.
Po czterech dniach Vanessa wróciła. Odzyskała odrobinę mocy i wypoczęła. Nie omieszkała też nakrzyczeć na mnie z powodu bałaganu. Oczywiście słusznie. Coś mi się wylało ostatnio na ogon, i został mi tam niewielki łysy placek.
- Ostatnio miałem dużo do roboty. Cały czas ktoś przychodził - tłumaczyłem jej.
- Przynajmniej maść olankowa jest na swoim miejscu...
- Maść jaka? - zapytałem.
- O L A N K O W A. Działa na ciężkie oparzenia. Ale jeśli użyje się jej bez potrzeby, posmarowane miejsce łysieje. Na zawsze.
- Ajć... - to już wiem co mi kapnęło na ogon...
- Ale nareszcie mogę wrócić do pracy - kontynuowała.
Poukładała z powrotem wszystko po swojemu. Ja się nudziłem.
- Adanai? - zwróciła się do mnie nawet się nie odwracając. - Nie wiesz co się stało Kamilionowi? Gdy o tobie wspominam robi dziwną minę i zmienia temat...
- Yh... - nie chciałem jej mówić prawdy. - Pokłóciliśmy się nieco...
- Na pewno? - wbiła we mnie to swoje straszne spojrzenie...
- Powiedziałem mu coś... Czemu pytasz?
- Bo zauważyłam, że nie mylisz tylko mojego imienia.
- Phi, napewno tak nie jest - odparłem pewny siebie.
- Tak? To jak nazywa się alfa?
- Moon Star.
- A mój partner?
- Kamaljaon.
- A partner alfy?
- Dumbon.
- A beta?
- Aklane.
- A ja?
- Vanessa.
- Pomyliłeś wszystkie oprócz mojego - odparła uśmiechając się.
- Ojej, nie mam pamięci do imion...
- Vanessa?- usłyszałem trzeci głos za sobą. Nie znałem go.
Odwróciła się i uśmiechnęła szeroko.
- Axel! - zawołała rzucając się tamtemu wilkowi w objęcia.
Zaraz, to ilu ona ma partnerów... - zastanowiłem się.
C.D.N. w opowieści Vanessy
piątek, 17 sierpnia 2012
Od Kankuro
Co?Nie wiedziałem nawet że w Mrocznym lesie jest jakaś wataha.Mieszkałem tam i nie spotkałem żadnego wilka.Od kiedy wiedzieli co spotkało Kamiliona,teraz nikt nie podchodzi pod mroczny las.A ja nie wiedziałem co teraz mam robić.Porozglądałem się i zauważyłem że Akane gdzieś wyparowała.
-Że też ona nie umi choć raz się dostosować,przecież jest najlepszą kumpelą Alfy...-co ja gadam!!!Z czasem robię się bardziej...miękki.Muszę coś zrobić.Burczało mi w brzuchu.To wybiorę się na polowanie-pomyślałem.W lesie cicho.Nasłuchiwałem.Po chwili usłyszałem szmer.Przeniosłem się tam.Źle trafiłem.Zamiast sarny była puma.Wylądowałem jej prosto na pysk.Nie zdążyłem uciec.Zaatakowała mnie.Miałem zranioną łapę i leciała z niej mocno krew.Teleportacja i byłem przed szpitalem,bo nie chciałem mieć powtórki z rozrywki.Widać nie byłem sam.Adanai opatrywał...Katrona?!Spytałem o co chodzi.
-Co mu się stało?
-Zachciało mu się spaceru do mrocznego lasu i ma nauczkę,a raczej mają...
-Mają?
-Tak,była z nim Aklane...Ak...
-Akane?
-Tak,ona.Przyprowadziła go tu do mnie a sama z raną wyszła jakieś 10 minut temu.
-Co?!Ale ona jest głupia-wybiegłem ją ochrzanić
-A twoja łapa?-krzyknął
-Ujdzie...
-Że też ona nie umi choć raz się dostosować,przecież jest najlepszą kumpelą Alfy...-co ja gadam!!!Z czasem robię się bardziej...miękki.Muszę coś zrobić.Burczało mi w brzuchu.To wybiorę się na polowanie-pomyślałem.W lesie cicho.Nasłuchiwałem.Po chwili usłyszałem szmer.Przeniosłem się tam.Źle trafiłem.Zamiast sarny była puma.Wylądowałem jej prosto na pysk.Nie zdążyłem uciec.Zaatakowała mnie.Miałem zranioną łapę i leciała z niej mocno krew.Teleportacja i byłem przed szpitalem,bo nie chciałem mieć powtórki z rozrywki.Widać nie byłem sam.Adanai opatrywał...Katrona?!Spytałem o co chodzi.
-Co mu się stało?
-Zachciało mu się spaceru do mrocznego lasu i ma nauczkę,a raczej mają...
-Mają?
-Tak,była z nim Aklane...Ak...
-Akane?
-Tak,ona.Przyprowadziła go tu do mnie a sama z raną wyszła jakieś 10 minut temu.
-Co?!Ale ona jest głupia-wybiegłem ją ochrzanić
-A twoja łapa?-krzyknął
-Ujdzie...
Od Vanessy
Przez cały czas siedziałam przy Kamilionie. Minął tydzień od przybycia tutaj. Wydawało mi się, że to strasznie długo, ale mnich który przynosił nam jedzenie powiedział, że to nie jest takie proste, ale wyjdzie z tego. Mi też proponował coś ciepłego, ale ja nie wzięłam nic do pyska od samego początku. Nie zmrużyłam też oka, ani razu. Wciąż czuwałam przy Kamilionie. Moon odwiedziła nas tylko raz. Gdy mnie zobaczyła zaproponowała obiad i wypoczynek, ale ja odmówiłam.
Kamilion przez dłuższy czas był nieprzytomny. Opowiadałam mu wtedy o Axelu, w którym się zakochałam, i który okazał się moim bratem. O Fredzie i o Iris. A on słuchał, wiedziałam że słucha. Nie powiedziałam mu tylko o mojej najstarszej siostrze.
Gdy się budził jadł i mówił, że beze mnie nie dał by sobie rady, a od czasu do czasu kłócił się ze mną, bo nie uciekłam kiedy mi kazał.
On się leczył, a moja moc... Byłam słaba, bardzo słaba. Nie bardzo mogłam się ruszyć z miejsca. A moja moc... Kompletnie się wyczerpała. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę tak silna jak kiedyś...
Była noc. Kamilion spał. Od dłuższego czasu ani razu nie stracił przytomności, ale za to spał przez cały czas. Jak z resztą cała reszta pałacu. Tylko nie ja. Ja myślałam.
''Niebieska...'' - Brzmiały mi w głowie słowa Iris - ''W pałacu w chmurach...''.
MOON LIGHT! Ona jest moją najstarszą siostrą. Wszystko się zgadzało! Jest niebieska, i mieszkała tu przez całe swoje dzieciństwo! Tak, to na pewno ona. Poczekam aż Kamilion wyzdrowieje i napiszę do Iris. Ale na razie obiecałam sobie, że zachowam to w sekrecie. Ona i tak znała moją historię. Musiała się czegoś domyślać...
Pierwszy raz od ponad tygodnia zasnęłam. Ale nie spałam długo...
Kamilion się wykurował. Oczywiście miał jeszcze blizny, ale mało widoczne. Gdy tylko mógł wstać zaraz mnie przytulił.
- Wyglądasz strasznie... Jadłaś coś w ogóle? - zapytał.
- Tak... - nie chciałam go martwić. Ale niestety, nie umiałam kłamać. - No dobra, nic nie jadłam. Byłam cały czas przy tobie.
- Van... To nieładnie, popatrz jak wyglądasz.
Zaprowadził mnie do lustra. Oczywiście musiałam się o niego podpierać. Faktycznie, mogłam coś zjeść. Byłam strasznie wychudzona. Można było policzyć mi żebra. Miałam olbrzymie wory pod oczami.
Nawet zmarli wyglądają lepiej jak ja - pomyślałam.
Przyleciała po nas Moon ze swoim partnerem. Tylko co z nimi robił Adanai?
- Cieszę się, że ci lepiej - powiedziała alfa - Ale chyba tym razem musimy zostawić tu Van. - Uśmiechnęła się.
- Myślę, że ten nowy medyk sobie poradzi - wyszczerzył się Damon.
- Ah, Van, zapomniałabym. Przyskakał Fred. Dzisiaj. Powiedziałam, żeby zaczekał. Jest w jaskini medyków.
- Dzięki, alfo - odparłam. Mój głos był dziwnie zachrypnięty i cichy.
Wróciliśmy do watahy. Kamilion oczywiście wyruszył na polowanie.
- Nie zostawię cię w takim stanie. Zaraz wrócę, nic mi nie będzie - powiedział wtedy.
Fred miał list. Z jednym krótkim zdaniem:
''Zgadłaś? Iris''
Odpisałam jej. Ledwo, ledwo. Moja cudowna kaligrafia chyba poszła na spacer, ale to było mniej ważne.
''Możliwe. Czy chodzi o alfę? Vanessa''
Fred od razu mnie opuścił. Zaraz po nim wkroczył do jaskini Kamilion z dzikiem. Zjedliśmy go razem. Zaraz potem położyłam się i zasnęłam. Ale to był dziwny sen. Niby spałam, ale słyszałam co się dzieje dookoła mnie.
- ... i wydaje mi się, że niechcący je podrywam - to był Adanai.
- Masz talent! - a to Kamilion.
- Tylko że... ja czuje, że narobię sobie przez to kłopotów. Nie chce mieć partnerki. Przynajmniej żadnej z... nich.
- A podoba ci się ktoś?
- Tak...
- Kto?
- Nie mogę ci powiedzieć - przerwa... - Bo się zdenerwujesz, a ja chcę żyć...
- Kto? Ja? - Kamilion miał niezłą zabawę.
- Nie, Vanessa...
Od Akane
Dalszy ciąg opowieści Katrona
Jakiś wilk zaatakował mnie wbijając kły w mój bark, inne zaatakowały Katrona. Wkurzona na całego szybkim ruchem wysunęłam maksymalnie kości z ciała przebijając gardło napastnikowi. Odskoczył ode mnie ale ja nie dałam mu dalej pożyć zamachnęłam się ogonem z którego zostały tylko kości i odciełam mu łeb. Spojrzałam na Katrona , stracił przytomność, może to i lepiej nie chce by ktoś widział mnie teraz gdy będę używać klątwy, mógł by jeszcze zejść na zawał, albo w popłochu by uciekł i coś by sobie zrobił. Wydałam z siebie nieokreślony pomruk, sierść zaczęła ze mnie schodzić w miejscu żeber po lewej stronie a także na karku odsłaniając krtań i przy pysku po prawej stronie odsłaniając zęby które zrobiły się jak u piranii. Pazury mi się wydłużyły i zmieniły się w kości twarde jak skała a z uszu zostały tylko kości. Trzy wilki które atakowały Katrona spojrzały na mnie widać byli w niezłym szoku.
-Zostawcie go !!! – krzyknęłam nie źle rozłoszczona
-Bo co ? –spytał się jakiś srebrny wilk
-Bo zapłacicie życiem.- odpowiedziałam z szyderczym uśmiechem
-Hahaha nie rozśmieszaj mnie ……nie dasz nam rady mała. – odpowiedział mi uśmiechem
„Oooo teraz gościu przegiąłeś”
-Założymy się ? –warknęłam na niego ukazując kły a później wydałam z siebie przeraźliwy jęk przypominający wycie. Wilki się rozejrzały. Nic
-Tylko na tyle cię stać ? –spytał robiąc krok w Moją stronę
-To nie wszystko- na moim pysku zawitał szatański uśmiech.
Nagle z ziemi zaczęły wyskakiwać trupy wilków i atakować napastników, srebrnemu wilkowi udało się uciec ale reszta nie miała tyle szczęścia. Trupy poprzecinały ich na kawałki i zaciągnęły razem ze sobą pod ziemie.
-Nie myśl że mnie wystraszysz jakimiś trupami. – twardo na mnie warknął ale było widać ze się mnie boi.
-Ja nie myślę- zaczęłam się powoli do niego zbliżać- Ja to wiem.
Wilk warknął na mnie i skoczył wbijając żeby w Moją szyje i gruchocząc mi przy okazji kości. Znowu wydałam z siebie bliżej nieokreślony pomruk i wbiłam ogon którego koniec zrobił się strasznie ostry w jego krtań. Odskoczył ode mnie a ja przewróciłam się na ziemie i zaczęłam kręcić głową i karkiem. Po chwili poustawiałam pogruchotane kości we właściwym miejscu.
-Jak….ty to ?! – wydukał i zaczął się wycofywać i panikować.
-Hehe raczej nigdy nie widziałeś przeklętego wilka – wybałuszył oczy ze strachu –ale wiesz już nikomu o tym nie powiesz. Nikt nie może o tym wiedzieć.- uśmiechnęłam się wrednie.
Ruszyłam łapą po ziemi lekko wbijając w nią pazury po chwili z ziemi pod wilkiem zaczęły strzelać kości przebijając go na wylot, po chwili już nie żył a ja zaczęłam przybierać swój „normalny” wygląd. Skoczyłam do nadal nieprzytomnego Katrona, oddychał ale był nieźle pogryziony. Przerzuciłam go sobie przez plecy i mało nie wylądowałam na ziemi.
-Matko ile ty kurde ważysz ?!
Dotknęłam cienie i razem z nim zmieniliśmy się w cień po chwili byliśmy przy jaskini medyków. Z ledwością dotaszczyłam go do środka. Był tam ten Adanai
-Co się wam stało ? – spytał wstrząśnięty
-Zaatakowały nas wilki z mrocznego lasu mi nic nie jest ale jemu tak – położyłam go- zajmij się nim a ja pójdę po Moon.
-Ej czekaj ?!
-Co?
-A co z twoim barkiem – spojrzałam na niego ze złością –to trzeba opatrzeć – westchnęłam
-Jak mówiła moja mama – dotknęłam cienia – Do wesela się zagoi.
C.D.N. w opowiadaniu Moon Light
Nowy wilk-Alison
Imię: Alison
Wiek: 5 lat
Płeć: samica
Rodzaj: ognia
Moce: wszystkie związane z ogniem,telekineza,teleportacja,znikanie,nieśmiertelność,czytanie w myślach
Charakter: agresywna,miła,pomocna,romantyczna,przyjacielska,zabawna,odważna i zawsze stawiam na swoim
Opis: trafiłam przypadkiem. Kocham towarzystwo innych wilków chociaż jestem agresywna.Jestem utalentowana prawie we wszystkim
Stanowisko: atakująca
Partner: szukam
Od Adanai
Pf... każdy coś ode mnie chce. Ta... Alakne... Aklane (czy coś...), pewnie myśli, że mi się podoba. A wcale nie. Tak samo Klara. Ale z nią to chyba odwrotnie... Chciałbym stanąć na najwyższym szczycie na naszym terytorium i ogłosić wszem i wobec, że nie szukam partnerki! Tylko raczej się nie odwarze. Aklane... ona jest jakaś...dziwna... Nie podoba mi się to. Jedyną wilczycę, z którą chciałbym się związać jest Vanessa. A znam już wszystkie, z widzenia oczywiście. I dlaczego wszystkim się wydaje, że mam dziwne imię? Adanai! To najzwyklejsze imie, nie to co Te Komaliony czy Aklany...
Spotkałem alfę. Nie mogłem ostatnio znaleźć Vanessy, więc poprosiłem ją o radę.
- Ekhem... Alfo?
- Słucham? - odparła.
- Czy... czy możesz mi pomóc?
- Zależy o co chodzi.
- No bo... Niektórym waderą wydaje się, że mi się podobają...
- Które?
- No... Alkane i Klaro
- Co? Chyba Akane i Klara!
- Możliwe...
- W Klarę jeszcze mogę uwierzyć... ale Akane. Wydaje ci się. Wybacz, lecę do Van i Kamiliona.
- Właśnie, gdzie jest Vanessa?
- Nie ważne...
I odleciała. To się dowiedziałem...
Chociaż perspektywa darcia się ze skały, że nie potrzebuje partnerki nie jest taka straszna...
czwartek, 16 sierpnia 2012
Od Klary
Poszłam na spacer nad strumyk. Nagle coś tak jakby ukąsiło mnie w łapę, coś przede mną zaczęło pełzać. Domyśliłam się,że to wąż, łapa zaczęła krwawić i bardzo bolała. Wkurzyłam się na tego węża za to co mi zrobił i zaczęłam go gonić nawet zapomniałam, że mam ranną łapę. Udało mi się go dogonić i zabić. Gdy złość mi przeszła wyszłam nad jezioro i usiadłam na skale. Popatrzyłam na łapę i zauważyłam, że spuchła. Poszłam do jaskini medyków, zauważyłam tam jakiegoś obcego wilka. Wcale go nie znałam. Kim jesteś i co tu robisz?-spytałam Jestem tu medykiem.-odpowiedział Aha....mam mały problem.-powiedziałam Pokazałam mu moją łapę, jego mina nie zapowiadała nic dobrego. Co Ci się stało? Wąż mnie ukąsił. Opatrzył mi łapę i zabandażował. A tak w ogóle jak masz na imię?-zapytał Klara-odpowiedziałam-A ty? Nazywam się Adanai. Miło mi cię poznać.
Od Katrona
Ale fajnie się lata! Ale przypomniałem sobie co mam zrobić. Latałem i nic. Zleciałem gdyż zauważyłem uciekającą Akane. W ziołem ją do pyska i nagle po 1 km, zaczeliśmy spadać! Przypomniałem sobie: -Działa dwie godziny! -przypomniałem sobie -AAAA-zaczołem krzyczeć razem z Akane. Gdy byliśmy już na ziemi ona zaczeła krzyczeć. -Co ty zrobiłeś?! -Pomogłem ci. Alfa ci nie mówiła ci?! -Ale co?! -No bo.... I nagle wyskoczyły 3 nieznane wilki. Otoczyły nas. Nagle jakiś wilk. Zaatakował Akane w bark. Ona padła. Mnie zamurowało. Nagle inny wilk zaatakował mnie. Ja zrobiłem unik. Ogarneła mnie wściekłość! Jak on śmie! Potem wtopiłem kły w jego gardło. Od razu padł. Inne wilki rzuciły się na mnie. Szary wilk gryzł mnie w łape. Srebrny gryzł mi ogon. Ja zawyłem z bólu. Ja znowu zaczołem atakować.Wilki uciekły. Ja ledwo żywy padłem. Ostatnie co widziałem to Akane.
C.D.N w opowieści Akane
C.D.N w opowieści Akane
Od Akane
-No super – stwierdziłam przełykajac śline.
-Co mówiłaś ? – spytał się wilk obok mnie nie znałam go prawdopodobnie jest nowy.
-Nie nic.- szybko odpowiedziałam
„Wojna to mały pikuś dla mnie, z Moją klątwom nikt mnie nie pokona ale co innego nie chodzić do mrocznego lasu. I jak ja się mam niby z bratem zobaczyć ? Trzeba wymyślić jakiś inny sposób.”
-Ej – wilk obok szturchał mnie w ramie – słuchasz mnie ?
-Wybacz – potrząsnełam głowom żeby uwolnić się od myśli – zamyśliłam się troche, co mówiłeś ?
-Pytałem się jak masz na imie ?
-Akane a ty ?
-Adanai.
-Ciekawe imie – stwierdziłam
-Chyba każdy tak mysli, już mi to dwa wilki powiedziały.
-Pewnie tak.
Podnisłam się z siadu i zaczełam iść do swojej jaskini. O dziwo Adonai szedł za mną. Spojrzałam przez ramie na niego.
-Śledzisz mnie ?
-Nie………ja no…..po prostu…..nie mam co robić.
-Wiem widze to po tobie tylko tak dla zabawy pytam- uśmiechnęłam się do niego – Ale musisz wiedziec ze nie lubie towarzystwa – zaczęłam iść dalej – wiec lepiej idz za kimś innym.
Doszłam do jaskini, wygodnie się ułożyłam i jak to ja gdy jestem zmęczona i gryzom mnie myśli nie umiałam spać. Ale po jakichś 3 godzinach zadręczania się rudnymi myślami i kombinowania jak uda mi się teraz spodkać z bratem, zasnełam.
środa, 15 sierpnia 2012
Od Moon Light
Teraz wszystkie noce spędzałam w Damona.Teraz nie lubiłam samotności.Jakoś sobie nie wyobrażam inaczej żyć,ale bym się przyzwyczaiła.Z dala spostrzegłam Katrona biegnącego w moją stronę.Widać było że szybko biegnie.
-...M...Moon...Moon Light...-ciężko dyszał
Strasznie dyszał.
-Czy coś się stało?-z poważniałam i czekałam aż coś powie
-...w...w...wilki...
-Jakie wilki?!O co chodzi?!
Byłam już zdenerwowana i zarazem przerażona.
-Właśnie wracam z mrocznego lasu.Jakieś stado napadło mnie i kazało powiedzieć,że jak jeszcze raz ktoś wejdzie na ich teren to zaatakują nas i zabiją każdego kto wejdzie teraz do mrocznego lasu.
-Co?!Trzeba ostrzec inne wilki.Masz wypij to.
-Co to?
-Eliksir latania.Oszczędzimy czasu,jeśli polecisz.
Wypił go i pojawiły się skrzydła.
-Pamiętaj eliksir działa tylko przez dwie godziny!-krzyknęłam do niego
Teraz muszę...co to?Vanessa?!Nikogo nie było,ale słyszałam Vanessę.O nie!Vanessa i Kamilion!!!
Szybko wbiegłam do jaskini.
-Damon wstawaj!!!
Nic to nie poskutkowało.
-Kochanie...idziemy na wojnę...-to go postawiło na nogi,co jak co ale ochota do walki mu została.
-Wojna?Gdzie?
-Nigdzie...ale może zaraz być jak mi nie pomożesz.
-W czym?
-W tym żeby nie doszło do wojny,a teraz leć za mną!
Nie dałam mu nawet odpowiedzieć.Leciał za mną.A ja leciałam za głosem w mojej głowie.Dolecieliśmy na skraj Mrocznego Lasu.A tam leżała Vanessa obok w pół martwego Kamiliona.
-O nie!
Czym prędzej wylądowałam i zapytałam się Vanessy ja do tego doszło.Była cała zdruzgotana i płakała.
Ostrożnie podeszłam do Kamiliona.Przystawiłam łeb do jego pyska.Oddychał.To się liczyło.Był cały we krwi.Kazałam Damonowi przeszukać granice Mrocznego lasu czy nie ma tam jakiś wilków z naszej watahy.A ja w tym czasie zajęłam się Kamilionem.Był w opłakanym stanie,a jeszcze do tego słabł z każdą chwilą.Vanessa już nie mogła przestać płakać.Co teraz robić?!Już się załamywałam.Gdy nagle oślepił mnie blask słońca.
-No tak!Medalion!
Vanessa zamarła.Ostrożnie otworzyłam medalion i wlałam kroplę życia do pyska Kamiliona.Otworzył oczy.Ale niektóre rany musiały być zatrute,bo się nie zagoiły.
-Czemu niektóre rany się nie zagoiły?-spytała Vanessa
-Bo są zatrute.
-A co z zębem węża?
-Łatwo mówić.Nie mam go.
-Zaraz go zdobędę!
-Nie!To niebezpieczne.Musisz przy nim zostać.Nie mamy zresztą czasu na szukanie zęba węża.Zabierzemy go do pałacu w chmurach.
-Gdzie?
-Do mojego dawnego domu.Tam mają odpowiednie leki i się nim zajmą.Zaufaj mi.
-Ale jak go zabierzemy?
Ostrożnie na ziemi pazurem narysowałam okrąg.Weszłam do środka,usiadłam na pośrodku,zamknęłam oczy i zaczęłam mówić zaklęcie a na koniec zawyłam.Po krótkiej chwili przyleciał smok:
Wskazałam mu Kamiliona.On wziął go delikatnie pazurami i wzbijał się w powietrze.W tym samym czasie Damon przyleciał.
-Dobra,teraz lećmy za smokiem!
Ja ,Damon i Vanessa wzlecieliśmy ponad chmury.Lecieliśmy i lecieliśmy.Byliśmy setki kilometrów nad ziemią.Aż w końcu ujrzeliśmy pałac:
Smok położył Kamiliona przy drzwiach i odleciał.Drzwi były zbudowane z czystego kryształu.Powoli się otwierały.Vanessa i Damon oniemieli.A na nas już czekało pięciu mnichów.Od razu zabrali Kamiliona,a Vanessa poszła z nimi.Damon został przy mnie.
-Dziękuję Mistrzu że się nim zaopiekujesz.
-Nie ma sprawy.U nas szybko wróci do zdrowia.
-Mogę ci o coś jeszcze prosić?
-Zobaczę co da się zrobić...
-Mogła by tu zostać Vanessa dopóki Kamilion nie wyzdrowieje?
-Dobrze...a jeśli można spytać...
-Tak?
-Jak się stało że dostał tak poważnych obrażeń?
-Wilk z Mrocznego lasu go zaatakował...
-Biedny,muszę was ostrzec przed nimi,coś czułem że to niedługo się stanie.Lepiej ich nie lekceważyć.I niech nikt nie wchodzi na ich teren,bo może nie przeżyć.
Wpadłam jeszcze do Kamiliona.Leżał na łóżku zabandażowany,ale przytomny,a przy nim Vanessa.
-I jak się czujesz?
-Lepiej,dziękuję.
-A i możesz tu zostać Vanesso,dopóki nie wyzdrowieje.Potem wrócicie do nas.
-Już lecisz?
-Muszę,jestem Alfą.
Pożegnałam się i odleciałam z Damonem.Gdy przybyliśmy wszyscy się zebrali i nie wiedzieli o co chodzi.
-Słuchajcie!Od teraz nikt nie może wejść do Mrocznego lasu.Ten kto wejdzie...już może nie wyjść.
I odeszłam.
Od Vanessy
Adanai... Skąd ja go znam... Eh... Wyruszyłam na poszukiwania Kamiliona. Kamilion, to nie jest trudne imię... Eh... Spotkałam go przy wodospadzie. On też mnie szukał.
- Gdzie byłaś? - zapytał.
- Sprzątałam ogrze smarki. Nie mam ochoty słuchać o tym, że jakiś wilk mało sobie łapy nie odgryzł przez to, że jestem bałaganiarą.
- A potem? Szukałem w lecznicy, nie było cię tam.
- Uh... W mrocznym lecie - przyznałam się.
- Van, prosiłem, żebyś tam nie chodziła. A w szczególności sama - odparł przytulając mnie do siebie.
Skąd im się wzięło to ''Van''? Upominanie wszystkich, że nazywam się Vanessa nic nie daje. Jeszcze chwila i tylko ja będę wiedziała jak się naprawdę nazywam...
- To chodź tam ze mną. Przejdziemy się nad wodospad. - Jestem genialna, pomyślałam.
- Y... - chciał zaprotestować. Ja mu dam!
- No chodź! Co się może stać.
Wymamrotał coś pod nosem. Ale w końcu ruszył za mną.
Niestety, dowiedziałam się, czemu nie chciał tam iść.
Przed nami wyskoczył wielki basior. Był olbrzymi.
- Kamilion - odparł z dziwną satysfakcją.
- Miguel! - Kamilion był... wściekły.
- Proszę, proszę, kogo tu przyniosło... Ostrzegałem, żebyś tu nie przyłaził!
- Vanessa, uciekaj - nawet na mnie nie spojrzał.
- Nie zostawię cię... - odparłam.
- Uciekaj - wydarł się.
- Nie, zostań skarbie - dodał ten wielki. - Zabiję twojego kolegę, a potem porwę ciebie.
Zmieniłam zdanie. Odleciałam. Ale po chwili zawróciłam i schowałam się w krzakach za Kamilionem. Chciałam mu pomóc. Najpierw sprawiłam, że nie padało na mnie światło, więc stałam się niewidzialna. Potem zmieniłam bieg promieni słonecznych tak, żeby świeciły wrogiemu wilkowi prosto w oczy. Dobrze jest być wilkiem światła.
- O... - powiedział ten Miguel. - Twoja lalunia została, żeby cię chronić.
- Zamknij się - odgryzł się Kamilion.
Wysłałam szybkie zawiadomienie mentalne do Moon. Nie wiem, czy zdąży przylecieć. Mam taką nadzieję.
Wrogi wilk rzucił się na Kamiliona. On jednak zamienił się w mgłę, i tamten przeleciał tylko na wylot.
Moon, szybciej - wołałam do siebie w myśli. Stworzyłam tarczę na siebie i
Kamiliona, ale nie wytrzymam tak długo.
W końcu i ja opadłam z sił. Tarcza zniknęła. Ostatnim co usłyszałam było wołanie do ledwo przytomnego Kamiliona.
- Tym razem cię oszczędzę.
Potem wrogi wilk odleciał. Kamilion padł na ziemię, mam nadzieję że nieprzytomny. Zaraz po nim ja, dalej schowana w krzakach.
C.D.N. W opowieści alfy.
- Gdzie byłaś? - zapytał.
- Sprzątałam ogrze smarki. Nie mam ochoty słuchać o tym, że jakiś wilk mało sobie łapy nie odgryzł przez to, że jestem bałaganiarą.
- A potem? Szukałem w lecznicy, nie było cię tam.
- Uh... W mrocznym lecie - przyznałam się.
- Van, prosiłem, żebyś tam nie chodziła. A w szczególności sama - odparł przytulając mnie do siebie.
Skąd im się wzięło to ''Van''? Upominanie wszystkich, że nazywam się Vanessa nic nie daje. Jeszcze chwila i tylko ja będę wiedziała jak się naprawdę nazywam...
- To chodź tam ze mną. Przejdziemy się nad wodospad. - Jestem genialna, pomyślałam.
- Y... - chciał zaprotestować. Ja mu dam!
- No chodź! Co się może stać.
Wymamrotał coś pod nosem. Ale w końcu ruszył za mną.
Niestety, dowiedziałam się, czemu nie chciał tam iść.
Przed nami wyskoczył wielki basior. Był olbrzymi.
- Kamilion - odparł z dziwną satysfakcją.
- Miguel! - Kamilion był... wściekły.
- Proszę, proszę, kogo tu przyniosło... Ostrzegałem, żebyś tu nie przyłaził!
- Vanessa, uciekaj - nawet na mnie nie spojrzał.
- Nie zostawię cię... - odparłam.
- Uciekaj - wydarł się.
- Nie, zostań skarbie - dodał ten wielki. - Zabiję twojego kolegę, a potem porwę ciebie.
Zmieniłam zdanie. Odleciałam. Ale po chwili zawróciłam i schowałam się w krzakach za Kamilionem. Chciałam mu pomóc. Najpierw sprawiłam, że nie padało na mnie światło, więc stałam się niewidzialna. Potem zmieniłam bieg promieni słonecznych tak, żeby świeciły wrogiemu wilkowi prosto w oczy. Dobrze jest być wilkiem światła.
- O... - powiedział ten Miguel. - Twoja lalunia została, żeby cię chronić.
- Zamknij się - odgryzł się Kamilion.
Wysłałam szybkie zawiadomienie mentalne do Moon. Nie wiem, czy zdąży przylecieć. Mam taką nadzieję.
Wrogi wilk rzucił się na Kamiliona. On jednak zamienił się w mgłę, i tamten przeleciał tylko na wylot.
Moon, szybciej - wołałam do siebie w myśli. Stworzyłam tarczę na siebie i
Kamiliona, ale nie wytrzymam tak długo.
W końcu i ja opadłam z sił. Tarcza zniknęła. Ostatnim co usłyszałam było wołanie do ledwo przytomnego Kamiliona.
- Tym razem cię oszczędzę.
Potem wrogi wilk odleciał. Kamilion padł na ziemię, mam nadzieję że nieprzytomny. Zaraz po nim ja, dalej schowana w krzakach.
C.D.N. W opowieści alfy.
Od Akane
Siedziałam tak cała mokra próbując opanować wściekłość, gdy nagle przed moimi oczami ujrzałam Moon z Damonem. Szybko zmieniłam się w cień i zniknęłam pojawiając się na łące, ale i stąd musiałam się ewakuować bo byli tam Vanessa z Kamilionem. Znowu zmieniłam się w cień i uciekłam tym razem do lasu. Na moje szczeście nikogo tam nie było.
„Mam już serdecznie dosyć tej miłości co chwile na mojej drodze pojawiają się jakieś zakochane gołąbki jeszcze troche i się pożygam. A jak jeszcze będą mieć szczeniaki …….to chyba popełnie samobójstwo. To jest nienormalne ja sobie jakoś nie wyobrażam żebym była zakochana w jakimś wilku albo coś. A mam dość wybujałą wyobraźnie. A poza tym kto by chciał mieć dziewczyne która jest przeklęta ?” Westchnęłam i wdrapałam się na dużą skałę w słońcu żeby wyschnąć.
„Eh i do kogo iść……do Moon ? Nie będzie mi gledzić jaka ta miłosć jest piekna jaka cudowna itp. A ja jakoś nie chce tego słuchać…………….Do brata ? Hmmmm …..Z jednej strony przyznał by mi racje w sumie sam jest przeklęty i ma złamane serce. Dosłownie. Ale z drugiej strony jakoś nie chce być znowu goniona przez pająki.”
-Eh tak źle tak niedobrze.
Od Adanai'a
Strasznie zamyślony ten... Kamalijon... Nie, Komalijaon... Gr... nie mam pamięci do imion. Postanowiłem, że pozwiedzam moje nowe miejsce pracy. Lecznica. Ktoś już tam był. Jakaś śliczna wilczyca. Miała blond włosy, niebieskie pasemko i śliczny uśmiech. Jakbym ją już gdzieś widział...
- Co ci dolega? - zapytała. Miła śliczny głos...
- Mnie? Nic. Ja tu będę pracował... A ty?
- Jestem medykiem - wpatrywała mi się wyczekująco.
- Y... ja też. Jestem Adanai - przedstawiłem się. - Jesteś drugim wilkiem jakiego poznałem.
- Kim był ten pierwszy? - zapytała.
- Ych... Coś jak Komalijon... Kamilon...
- Kamilion?! To mój partner. Ja jestem Vanessa. - nareszcie się przedstawiła.
Miała już partnera. Tego Kami...Komi... a zresztą.
- To co, oprowadzisz mnie? - zapytałem
- Tu nie ma co do oprowadzania. Jaskinia, parę leków i ziół. Wszystko jest podpisane. Tylko nie wleź w ogrze smarki! - ostatnie zdanie zawołała wychodząc. Chyba się uśmiechnęła.
Ja oczywiście nie wiedziałem o co chodzi, ale uważałem na wszystko, co nie wyglądało jak podłoże...
- Co ci dolega? - zapytała. Miła śliczny głos...
- Mnie? Nic. Ja tu będę pracował... A ty?
- Jestem medykiem - wpatrywała mi się wyczekująco.
- Y... ja też. Jestem Adanai - przedstawiłem się. - Jesteś drugim wilkiem jakiego poznałem.
- Kim był ten pierwszy? - zapytała.
- Ych... Coś jak Komalijon... Kamilon...
- Kamilion?! To mój partner. Ja jestem Vanessa. - nareszcie się przedstawiła.
Miała już partnera. Tego Kami...Komi... a zresztą.
- To co, oprowadzisz mnie? - zapytałem
- Tu nie ma co do oprowadzania. Jaskinia, parę leków i ziół. Wszystko jest podpisane. Tylko nie wleź w ogrze smarki! - ostatnie zdanie zawołała wychodząc. Chyba się uśmiechnęła.
Ja oczywiście nie wiedziałem o co chodzi, ale uważałem na wszystko, co nie wyglądało jak podłoże...
wtorek, 14 sierpnia 2012
Od Kamiliona
Wracając z mrocznego lasu wpadłem na jakiegoś wilka. Nie znałem go. A że moje myśli były przy Vanessie to nawet nie za bardzo się przejąłem.
- Uważaj jak łazisz – warknął.
- Oj, sorry… Nie chciałem cię potrącić. Nie znam cię. Jesteś z mrocznego lasu? – Zapytałem
- Skąd? A, z tego lasu co właśnie z niego wyszedłeś? Nie. Ja jestem z watahy świtu. Tej co mieszka w tym lesie – wskazał na las za sobą. – A ty, skąd jesteś?
- Ja też jestem z watahy świtu. Atak przy okazji: jestem Kamilion. – Przedstawiłem się.
- Ja nazywam się Adanai.
- Fajne imię. Jak chcesz mogę cię oprowadzić o naszym terenie.
- Ok. Czemu nie. Tylko mam jedno pytanie: czy mroczny las zalicza się do waszego terytorium?
- Nie. I całe szczęście. – Powiedziałem.
Oprowadziłem Adanai po naszym terytorium, pożegnałem się z nim przy jaskini mieszkalnej a sam poszedłem szukać Vanessy. Przeszukałem cały teren łącznie z obrzeżami mrocznego lasu, ale jej nie znalazłem. Dałem sobie więc spokój i wróciłem do jaskini mieszkalnej i położyłem się na naszym legowisku. Zasnąłem z nadzieją że gdy się obudzę Vanessa będzie przy mnie.
- Uważaj jak łazisz – warknął.
- Oj, sorry… Nie chciałem cię potrącić. Nie znam cię. Jesteś z mrocznego lasu? – Zapytałem
- Skąd? A, z tego lasu co właśnie z niego wyszedłeś? Nie. Ja jestem z watahy świtu. Tej co mieszka w tym lesie – wskazał na las za sobą. – A ty, skąd jesteś?
- Ja też jestem z watahy świtu. Atak przy okazji: jestem Kamilion. – Przedstawiłem się.
- Ja nazywam się Adanai.
- Fajne imię. Jak chcesz mogę cię oprowadzić o naszym terenie.
- Ok. Czemu nie. Tylko mam jedno pytanie: czy mroczny las zalicza się do waszego terytorium?
- Nie. I całe szczęście. – Powiedziałem.
Oprowadziłem Adanai po naszym terytorium, pożegnałem się z nim przy jaskini mieszkalnej a sam poszedłem szukać Vanessy. Przeszukałem cały teren łącznie z obrzeżami mrocznego lasu, ale jej nie znalazłem. Dałem sobie więc spokój i wróciłem do jaskini mieszkalnej i położyłem się na naszym legowisku. Zasnąłem z nadzieją że gdy się obudzę Vanessa będzie przy mnie.
Od Vanessy
[Opis tego, co działo się przed imprezą nad wodospadem]
Przechadzałam się po mrocznym lesie. Jak zawsze. Nagle jakiś wilk z watahy wszedł niepewnym krokiem. Nie poznałam go. Podeszłam bliżej i ukryłam się w krzakach, co spowodowało nieznaczny ich ruch. Wilk przestraszył się i zaczął uciekać. Uśmiechnęłam się łobuzersko i poszłam dalej.
Planowałam posiedzieć nad wodospadem, ale chciałam być tam sama. Już z daleka słyszałam śmiechy i inne odgłosy dochodzące z tamtej strony. Zrezygnowałam i ruszyłam dalej w mroczny las.
Doszłam do miejsca, gdzie mnie jeszcze nie było. Była tam wielka skała. Położyłam się na niej i zmrużyłam oczy.
Po kilku minutach poczułam obcą obecność niedaleko. Nie otwierałam oczu. Słuchałam. Ten ktoś podszedł bardzo blisko.
- Bu! - wykrzyknął zaraz obok mojego ucha. Ja aż podskoczyłam.
Ten ktoś był identyczny jak ja. No, może prawie. Wilczyca miała nie niebieskie pasemko, a zielone i nie miała białej skarpetki na przedniej łapie.
- Eja! Jestem Iris! Twoja siostra. Axel mi powiedział gdzie jesteś.
Zamurowało mnie. Stałam tam i gapiłam się na nią pustym wzrokiem.
- Halo? Jesteś trupem czy co? Nie mów mi nawet, że tak. Byłoby co opowiadać. ''Iris obudziła trupa'' - zaśmiała się głośno.
- Y... Jestem Vanessa - wydukałam w końcu.
- Wiem. Axel mi wszystko opowiedział. Nie napisał ci, że przyjdę?
W tym momencie przyszedł Fred z listem od Axela. Spojrzałam na Iris i odparłam.
- Napisał.
Zerknęłam znacząco na Freda.
- Chciałabym tylko powiedzieć, że nasza najstarsza siostra żyje.
- Słucham? Gdzie jest?
- Bliżej niż ci się wydaje. Znasz ją, chodź o tym nie wiesz.
- Należy do naszej watahy? - nie dawał jej spokoju.
- Do twojej. Podpowiem ci tylko, że nie wygląda tak jak my. Ma skrzydła. Więcej ci nie powiem.
- Iris, proszę...
- No dobra - uległa. - Jest samicą i niedawno po narodzeniu uciekła i zamieszkała w pałacu w chmurach.
Gdy to powiedziała odleciała. Zabrałam list od Freda. Było tam napisane, że ktoś mnie odwiedzi. Odpisałam mu krótko:
''Już odwiedził. Pozdrawiam''
I ruszyłam z powrotem na naszą łąkę. Odwróciłam się jeszcze, żeby zerknąć w stronę mrocznego lasu. Akurat w tym momencie wyskoczył z niego Kamilion.
Przechadzałam się po mrocznym lesie. Jak zawsze. Nagle jakiś wilk z watahy wszedł niepewnym krokiem. Nie poznałam go. Podeszłam bliżej i ukryłam się w krzakach, co spowodowało nieznaczny ich ruch. Wilk przestraszył się i zaczął uciekać. Uśmiechnęłam się łobuzersko i poszłam dalej.
Planowałam posiedzieć nad wodospadem, ale chciałam być tam sama. Już z daleka słyszałam śmiechy i inne odgłosy dochodzące z tamtej strony. Zrezygnowałam i ruszyłam dalej w mroczny las.
Doszłam do miejsca, gdzie mnie jeszcze nie było. Była tam wielka skała. Położyłam się na niej i zmrużyłam oczy.
Po kilku minutach poczułam obcą obecność niedaleko. Nie otwierałam oczu. Słuchałam. Ten ktoś podszedł bardzo blisko.
- Bu! - wykrzyknął zaraz obok mojego ucha. Ja aż podskoczyłam.
Ten ktoś był identyczny jak ja. No, może prawie. Wilczyca miała nie niebieskie pasemko, a zielone i nie miała białej skarpetki na przedniej łapie.
- Eja! Jestem Iris! Twoja siostra. Axel mi powiedział gdzie jesteś.
Zamurowało mnie. Stałam tam i gapiłam się na nią pustym wzrokiem.
- Halo? Jesteś trupem czy co? Nie mów mi nawet, że tak. Byłoby co opowiadać. ''Iris obudziła trupa'' - zaśmiała się głośno.
- Y... Jestem Vanessa - wydukałam w końcu.
- Wiem. Axel mi wszystko opowiedział. Nie napisał ci, że przyjdę?
W tym momencie przyszedł Fred z listem od Axela. Spojrzałam na Iris i odparłam.
- Napisał.
Zerknęłam znacząco na Freda.
- Chciałabym tylko powiedzieć, że nasza najstarsza siostra żyje.
- Słucham? Gdzie jest?
- Bliżej niż ci się wydaje. Znasz ją, chodź o tym nie wiesz.
- Należy do naszej watahy? - nie dawał jej spokoju.
- Do twojej. Podpowiem ci tylko, że nie wygląda tak jak my. Ma skrzydła. Więcej ci nie powiem.
- Iris, proszę...
- No dobra - uległa. - Jest samicą i niedawno po narodzeniu uciekła i zamieszkała w pałacu w chmurach.
Gdy to powiedziała odleciała. Zabrałam list od Freda. Było tam napisane, że ktoś mnie odwiedzi. Odpisałam mu krótko:
''Już odwiedził. Pozdrawiam''
I ruszyłam z powrotem na naszą łąkę. Odwróciłam się jeszcze, żeby zerknąć w stronę mrocznego lasu. Akurat w tym momencie wyskoczył z niego Kamilion.
Nowy wilk-Adanai
Imię: Adanai
Wiek: 2 lata
Płeć: Basior
Rodzaj: Światła
Moce: Sterowanie promieniami słonecznymi, niewidzialność, telepatia, teleportacja
Charakter: Miły, śmiały ale skryty i nieufny
Opis: Matka zmarła zaraz po porodzie. Ojca nie znam. Zajęła się mną siostra. Okazało się, ze jest nas w rodzinie więcej. Że mam jeszcze trzy siostry i brata. Szukam ich...
Stanowisko: Medyk
Partner: Po co mi?
Od Katrona
Gdy szłem przez las czułem sie coraz bardziej samotny gdy szłem przez Mroczny las zauwarzyłem jakieś wilki. Przestraszyłem sie. Zaczołem uciekać. Nagle okrążyły mnie. Jakiś wilk (chyba Alfa) powiedział:
-Ty i twoi przyjaciele macie opuścić Mroczny Las .
-Dlaczego?! Nie boje sie ciebie-powiedziełem bardzo śmiało
-Bo Mroczny Las nie należy do ciebie
-Jak już to do Moon Light
-To wasza Alfa
-Tak ,yyyaa musze już iść-szybko powiedziałem
-Ale przekaż waszej Alfie że albo wyniesiecie sie z Mrocznego Lasu albo WOJNA!
-CO!?
-Wynoś sie!
Gdy mnie puścili ja szybko uciekłem. Biegłem do Alfy. Zauwarzyłem Alfe.
C.D.N w opowieści Moon Light
-Ty i twoi przyjaciele macie opuścić Mroczny Las .
-Dlaczego?! Nie boje sie ciebie-powiedziełem bardzo śmiało
-Bo Mroczny Las nie należy do ciebie
-Jak już to do Moon Light
-To wasza Alfa
-Tak ,yyyaa musze już iść-szybko powiedziałem
-Ale przekaż waszej Alfie że albo wyniesiecie sie z Mrocznego Lasu albo WOJNA!
-CO!?
-Wynoś sie!
Gdy mnie puścili ja szybko uciekłem. Biegłem do Alfy. Zauwarzyłem Alfe.
C.D.N w opowieści Moon Light
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Od Stelli
Lubię chodzić na spacery, ale gdy jestem w pobliżu watahy, czuję się jakaś... taka samotna. Wszyscy z watahy albo wyznają miłość, całują się, albo na siebie patrzą tym zakochanym wzrokiem. Tak. Wszyscy, tylko nie ja. Może ja ich wszystkich odstraszam? Nie wiem... No cóż. Głowa mnie boli. Przejdę się. Może przejdzie. Weszłam do Mrocznego Lasu. Chciałam zobaczyć czy jest tam tak, jak słyszałam. No i faktycznie było. Spacerowałam sobie i nagle usłyszałam trzask łamanej gałęzi. Zobaczyłam cień, ale nie przyjrzałam się jaki, bo już obróciłam się i uciekałam. Jakaś cząstka mnie kazała uciekać, a druga z ciekawości zostać. Ale wolałam uciekać i nie być pożartą, niż zostać i być pożartą. Biegłam śladami, które wydeptałam gdy tu szłam. Dopiero po sporym kawałku drogi się obróciłam. Było pusto więc zwolniłam. Mroczny Las jest straszny, ciemny i tajemniczy. Ahh, sama myśl o nim przyprawia mnie o dreszcze.
|
Od Damona
-Chyba jest teraz jakaś moda na miłość.-odparłem z ciekawością
-Gdyby nie ona to dalej byś był zaczarowany
-Też fakt,ale kto by mnie odczarował gdyby nie ty...
Przytuliłem się do Moon i dałem jej całusa.Lubi to.W końcu jest moją jedyną.Właśnie wracaliśmy z imprezy z nad wodospadu.Elfy się spisały świetnie,ale miały do mnie wąty.Teraz przechodziliśmy przez las.Za parę kroków będziemy przy jaskini.Lekko bolała mnie głowa więc przy namowie Moon poszliśmy do szpitala po Cydr.Gdy Moon chciała wchodzić do szpitala powstrzymałem ją.Wyczułem innego wilka.Nie znałem dobrze jego zapachu i mógł być to obcy.Moon się odsunęła.Ja przyjąłem pozycję bojową.
-Ktokolwiek tam jest niech wyjdzie!
Powoli wyławiał się.To był ten nowy.Nie widziałem go jeszcze.
-Chcesz zaatakować członka watahy?-odpowiedział z sarkazmem
Szykowała się walka.Ale wkroczyła Moon.
-Cześć Kankuro.
-Cześć,mam problem.
Nie ufałem mu.On też nie miał sympatii do mnie.Jak inne wilki,ale im przeszło.
-Jaki?-zapytała z troską
Ona chyba w nikim nie widzi zagrożenia,jak matka.Czasami mi to przeszkadza.
-Raz gdy się teleportowałem do szpitala wlazłem w dziwną maź.
Pokazał łapę a na niej coś zielonkawego.
-No to mamy problem.Wlazłeś w...
-W co wlazł?-spytałem się Moon
-W smarki ogra.
Wybuchłem śmiechem.Kankuro miał minę jakby miał zwymiotować.A mnie to bawiło.Wilk w smarkach.Po chwili Moon poraziła mnie swoim spojrzeniem.Powoli się uspokoiłem.
-Co w tym złego?To tylko smarki.
-No właśnie.Smarki przylepiają się do ciała i za nic nie można ich ściągnąć.To jeszcze nic.Po upływie czasu twardnieją na kość i pomagają zdrowieć złamanej kości w 3 dni,ale jak się przekroczy termin to smarki trawią to co pod nimi jest.
-Co???!!!
-Zrób coś z tym!-krzyczał
-Musimy poczekać aż stwardnieje,a potem ci to ściągnę.A i następnym razem nie teleportuj się prosto do szpitala.
Pożegnaliśmy się.Moon zaprzątała sobie nim jeszcze głowę.
-Dziś spisz u mnie,co ty na to?-powiedziałem
-Z wielką chęcią.
-Gdyby nie ona to dalej byś był zaczarowany
-Też fakt,ale kto by mnie odczarował gdyby nie ty...
Przytuliłem się do Moon i dałem jej całusa.Lubi to.W końcu jest moją jedyną.Właśnie wracaliśmy z imprezy z nad wodospadu.Elfy się spisały świetnie,ale miały do mnie wąty.Teraz przechodziliśmy przez las.Za parę kroków będziemy przy jaskini.Lekko bolała mnie głowa więc przy namowie Moon poszliśmy do szpitala po Cydr.Gdy Moon chciała wchodzić do szpitala powstrzymałem ją.Wyczułem innego wilka.Nie znałem dobrze jego zapachu i mógł być to obcy.Moon się odsunęła.Ja przyjąłem pozycję bojową.
-Ktokolwiek tam jest niech wyjdzie!
Powoli wyławiał się.To był ten nowy.Nie widziałem go jeszcze.
-Chcesz zaatakować członka watahy?-odpowiedział z sarkazmem
Szykowała się walka.Ale wkroczyła Moon.
-Cześć Kankuro.
-Cześć,mam problem.
Nie ufałem mu.On też nie miał sympatii do mnie.Jak inne wilki,ale im przeszło.
-Jaki?-zapytała z troską
Ona chyba w nikim nie widzi zagrożenia,jak matka.Czasami mi to przeszkadza.
-Raz gdy się teleportowałem do szpitala wlazłem w dziwną maź.
Pokazał łapę a na niej coś zielonkawego.
-No to mamy problem.Wlazłeś w...
-W co wlazł?-spytałem się Moon
-W smarki ogra.
Wybuchłem śmiechem.Kankuro miał minę jakby miał zwymiotować.A mnie to bawiło.Wilk w smarkach.Po chwili Moon poraziła mnie swoim spojrzeniem.Powoli się uspokoiłem.
-Co w tym złego?To tylko smarki.
-No właśnie.Smarki przylepiają się do ciała i za nic nie można ich ściągnąć.To jeszcze nic.Po upływie czasu twardnieją na kość i pomagają zdrowieć złamanej kości w 3 dni,ale jak się przekroczy termin to smarki trawią to co pod nimi jest.
-Co???!!!
-Zrób coś z tym!-krzyczał
-Musimy poczekać aż stwardnieje,a potem ci to ściągnę.A i następnym razem nie teleportuj się prosto do szpitala.
Pożegnaliśmy się.Moon zaprzątała sobie nim jeszcze głowę.
-Dziś spisz u mnie,co ty na to?-powiedziałem
-Z wielką chęcią.
Komunikat Alfy!
Ogłaszam wszystkim że z Watahą Wilków Księżyca zawarliśmy sojusz.
Nie atakujemy watahy.Możemy na nich liczyć tak samo jak oni na nas.
Nie atakujemy watahy.Możemy na nich liczyć tak samo jak oni na nas.
niedziela, 12 sierpnia 2012
Od Kankuro
Gdzie są wszyscy?Jakby ich wywiało.Obszukałem wszystko.Miałem jednak pecha,bo w jaskini medyków gdy teleportowałem się to wpadłem w coś lepkiego.Lizać tego się nie dało,bo smak przypominał trolla.W szpitalu szukałem czegoś do przemycia,ale bez skutku.Szybka teleportacja i znalazłem się nad jeziorem.Moczyłem nogę i moczyłem.Nic to nie dało.Szorowałem to kamieniami i też nic.Zrezygnowany szedłem przez las.Przez głowę przeleciała mi myśl,żeby zedrzeć skórę.Skoczyłem do mrocznego lasu.Szybko znalazłem gniazdo skóżanek.To takie robaki które jedzą skórę.Już miałem wsadzić łapę gdy...
-Aaaaaaa!!!!
-Co?!
Odwróciłem się a na mnie prosto biegła Akane,a za nią ogromne pająki.Zacząłem też uciekać.Razem uciekaliśmy.
-Co...co ty im zrobiłaś?!-wydarłem się
-Nic!
-Z mrocznego lasu nie wyjdą!
-No coś ty!Ja się już z nimi męczę z 20 min. i jestem wykończona,a nie chcę by mnie one pożarły!!!!
-Może cię trochę głowa boleć...
-Co?!Co ty kombinujesz?!
Złapałem ją za kark i pomyślałem o wodospadzie.Puf!!!Coś mi tu nie pasowało.Nie czułem gruntu pod łapami.Spojrzałem w dół.grawitacja zwyciężyła i spadaliśmy w dół.Prosto do wody.Oboje krzyczeliśmy.
-Aaaaaaa!!!
Z hukiem wpadliśmy do wody.Szybko się wynurzyłem i podpłynąłem do brzegu i wyszedłem.Dyszałem.
Akane też wychodziła wyczerpana.
-Z...za....zab....zabiję cię za to!-wycharczała
-Taak?!A kto ci tyłek uratował?!Gdyby nie ja pająki by cię dawno trawiły,a i znowu byłaś w mrocznym lesie.Masz już u mnie dwa długi.
-Ty....ty...ty!!!
-Zabijesz wybawcę?
-Auaaaaa!Moja głowa!
-Poboli i przestanie.Teleportacja szkodzi innym wilkom.Ale chyba się nauczyłaś żeby nie wchodzić pająkom w drogę.
Siedziała na ziemi i aż od niej huczało złością.Wzruszyłem ramionami i teleportowałem obok jaskini.Ta dziwna maź nadal była na łapie.Może Alfa coś zdziała.
-Aaaaaaa!!!!
-Co?!
Odwróciłem się a na mnie prosto biegła Akane,a za nią ogromne pająki.Zacząłem też uciekać.Razem uciekaliśmy.
-Co...co ty im zrobiłaś?!-wydarłem się
-Nic!
-Z mrocznego lasu nie wyjdą!
-No coś ty!Ja się już z nimi męczę z 20 min. i jestem wykończona,a nie chcę by mnie one pożarły!!!!
-Może cię trochę głowa boleć...
-Co?!Co ty kombinujesz?!
Złapałem ją za kark i pomyślałem o wodospadzie.Puf!!!Coś mi tu nie pasowało.Nie czułem gruntu pod łapami.Spojrzałem w dół.grawitacja zwyciężyła i spadaliśmy w dół.Prosto do wody.Oboje krzyczeliśmy.
-Aaaaaaa!!!
Z hukiem wpadliśmy do wody.Szybko się wynurzyłem i podpłynąłem do brzegu i wyszedłem.Dyszałem.
Akane też wychodziła wyczerpana.
-Z...za....zab....zabiję cię za to!-wycharczała
-Taak?!A kto ci tyłek uratował?!Gdyby nie ja pająki by cię dawno trawiły,a i znowu byłaś w mrocznym lesie.Masz już u mnie dwa długi.
-Ty....ty...ty!!!
-Zabijesz wybawcę?
-Auaaaaa!Moja głowa!
-Poboli i przestanie.Teleportacja szkodzi innym wilkom.Ale chyba się nauczyłaś żeby nie wchodzić pająkom w drogę.
Siedziała na ziemi i aż od niej huczało złością.Wzruszyłem ramionami i teleportowałem obok jaskini.Ta dziwna maź nadal była na łapie.Może Alfa coś zdziała.
Od Vanessy
Kamilion! Jeszcze jego tu brakowało.
- Cześć - odparłam starając się uśmiechnąć. Sądząc po jego minie, chyba mi nie wyszło...
- Co się stało? Gdzie byłaś? - zapytał tym swoim cudownym głosem.
- W mrocznym lesie...
Dobra, Jeden zero dla niego. Ale nie dowie się niczego więcej.
- Ale co się stało? Szukałem cię tam!
Słucham?! On mnie szukał? Ciekawe po co...
- Czemu? - zapytałam zmieniając temat.
- Co, czemu?
- Czemu mnie szukałeś? - wyjaśniłam.
- Chodź, to zobaczysz! - Rozpromienił się.
Było to widocznie coś ważnego, bo nie ciągną tematu: co ja robiłam. Na szczęście. Ruszyła za nim w głąb mrocznego lasu dobrze znaną mi ścieżką. Dobrze, że nie wracałam tamtędy, mógłby mnie znaleźć. Naszym celem był chyba mroczny wodospad...
Zgadłam, ale ''mroczny'' zupełnie do niego dzisiaj nie pasowało.
Był pięknie przystrojony. Kwiaty we wszystkich kolorach i rodzajach... Nagle to mroczne miejsce stało się dziwnie... przyjemne, co tutaj wg. nie pasowało.
- Co to za impreza? - zapytałam nie odwracając wzroku.
Był tam jeszcze elf (swoją drogą, ciekawe po co?), była alfa i... Damon?! A ten tu po co? Nie wypowiedziałam jednak tego pytania głośno.
- Bo to ważny dzień - usłyszałam obok siebie. Chwile trwało, zanim przypomniałam sobie o co chodzi. I przypomniało mi się, że nie wiem...
Spojrzałam na Kamiliona. Szczerzył się jakby był u dentysty. Przeniosłam wzrok na alfę i Damona. Oni nie lepsi...
Posłałam pełne powątpiewania spojrzenie w stronę Moon Light. Polubiłam ją, chociaż nie znałyśmy się zbyt dobrze. Ona odpowiedziała mi szerokim uśmiechem (jak widać dało się jeszcze szerszym...).
- Kamilion o co chodzi? - prawie krzyknęłam. Miałam ciężki dzień, a teraz spotykam basiora, który mi się podoba w towarzystwie alfy i jej partnera nad ''nie-mrocznym'' wodospadem...
- Vanessa - tym razem odezwała się Moon Light. - Kamilion ma ci coś do powiedzenia - posłała mu znaczące spojrzenie.
Kamilion chwilę się wahał, ale w końcu zapytał:
- Vanesso, chcesz zostać moją partnerką?
Zatkało mnie. Totalnie mnie zatkało... Oczywiście nie mogłam jak każdy normalny odpowiedzieć tak, musiałam namącić...
- A Brave?
- Nie pasujemy do siebie... - odparł wciąż wpatrując się we mnie pełnymi niepewności oczami.
- Ja... ja... muszę się zgodzić. Chyba nie mam innego wyjścia - rozładowałam napiętą atmosferę uśmiechem.
Moon odetchnęła jakby z ulgą. Damon uśmiechnął się tylko. Nie znaliśmy się prawie wcale. Zdziwiłoby mnie, gdyby w ogóle znał moje imię. Kamilion uśmiechnął się i rzucił się na mnie. Przeturlaliśmy się kawałek. On wylądował nade mną.
- Kocham cię - odparł.
- I ja ciebie też - dodałam.
Potem pocałował mnie. To było piękne..
Potem Moon odciągnęła Kamiliona na bok. Damon stał chwilkę sam, potem jednak podszedł do mnie.
- Gratuluję - odparł tylko.
- Ja też.
Posłał mi pytające spojrzenie.
- Klątwa. Słyszałam o niej wcześniej. Cieszę się, że się udało.
- Ah... dzięki.
- Van! - wołała już z daleka alfa.
- Jestem Vanessa - poprawiłam ją.
- No przecież nie będę się darła z takim długim imieniem - uśmiechnęła się (znowu...) - To było planowane od dawna - wygadała się cicho.
Na kolację zjedliśmy dzika upolowanego przez Kamiliona. Zabrałam się za niego, ale niechętnie.
Po tym co usłyszałam od... ale o tym w osobnej historii.
Marzenia się spełniają! Przynajmniej moje. A o co dokładnie chodziło z Brave? Ja dalej nie wiem ;) Zostało nam tylko posprzątać wodospad...
- Cześć - odparłam starając się uśmiechnąć. Sądząc po jego minie, chyba mi nie wyszło...
- Co się stało? Gdzie byłaś? - zapytał tym swoim cudownym głosem.
- W mrocznym lesie...
Dobra, Jeden zero dla niego. Ale nie dowie się niczego więcej.
- Ale co się stało? Szukałem cię tam!
Słucham?! On mnie szukał? Ciekawe po co...
- Czemu? - zapytałam zmieniając temat.
- Co, czemu?
- Czemu mnie szukałeś? - wyjaśniłam.
- Chodź, to zobaczysz! - Rozpromienił się.
Było to widocznie coś ważnego, bo nie ciągną tematu: co ja robiłam. Na szczęście. Ruszyła za nim w głąb mrocznego lasu dobrze znaną mi ścieżką. Dobrze, że nie wracałam tamtędy, mógłby mnie znaleźć. Naszym celem był chyba mroczny wodospad...
Zgadłam, ale ''mroczny'' zupełnie do niego dzisiaj nie pasowało.
Był pięknie przystrojony. Kwiaty we wszystkich kolorach i rodzajach... Nagle to mroczne miejsce stało się dziwnie... przyjemne, co tutaj wg. nie pasowało.
- Co to za impreza? - zapytałam nie odwracając wzroku.
Był tam jeszcze elf (swoją drogą, ciekawe po co?), była alfa i... Damon?! A ten tu po co? Nie wypowiedziałam jednak tego pytania głośno.
- Bo to ważny dzień - usłyszałam obok siebie. Chwile trwało, zanim przypomniałam sobie o co chodzi. I przypomniało mi się, że nie wiem...
Spojrzałam na Kamiliona. Szczerzył się jakby był u dentysty. Przeniosłam wzrok na alfę i Damona. Oni nie lepsi...
Posłałam pełne powątpiewania spojrzenie w stronę Moon Light. Polubiłam ją, chociaż nie znałyśmy się zbyt dobrze. Ona odpowiedziała mi szerokim uśmiechem (jak widać dało się jeszcze szerszym...).
- Kamilion o co chodzi? - prawie krzyknęłam. Miałam ciężki dzień, a teraz spotykam basiora, który mi się podoba w towarzystwie alfy i jej partnera nad ''nie-mrocznym'' wodospadem...
- Vanessa - tym razem odezwała się Moon Light. - Kamilion ma ci coś do powiedzenia - posłała mu znaczące spojrzenie.
Kamilion chwilę się wahał, ale w końcu zapytał:
- Vanesso, chcesz zostać moją partnerką?
Zatkało mnie. Totalnie mnie zatkało... Oczywiście nie mogłam jak każdy normalny odpowiedzieć tak, musiałam namącić...
- A Brave?
- Nie pasujemy do siebie... - odparł wciąż wpatrując się we mnie pełnymi niepewności oczami.
- Ja... ja... muszę się zgodzić. Chyba nie mam innego wyjścia - rozładowałam napiętą atmosferę uśmiechem.
Moon odetchnęła jakby z ulgą. Damon uśmiechnął się tylko. Nie znaliśmy się prawie wcale. Zdziwiłoby mnie, gdyby w ogóle znał moje imię. Kamilion uśmiechnął się i rzucił się na mnie. Przeturlaliśmy się kawałek. On wylądował nade mną.
- Kocham cię - odparł.
- I ja ciebie też - dodałam.
Potem pocałował mnie. To było piękne..
Potem Moon odciągnęła Kamiliona na bok. Damon stał chwilkę sam, potem jednak podszedł do mnie.
- Gratuluję - odparł tylko.
- Ja też.
Posłał mi pytające spojrzenie.
- Klątwa. Słyszałam o niej wcześniej. Cieszę się, że się udało.
- Ah... dzięki.
- Van! - wołała już z daleka alfa.
- Jestem Vanessa - poprawiłam ją.
- No przecież nie będę się darła z takim długim imieniem - uśmiechnęła się (znowu...) - To było planowane od dawna - wygadała się cicho.
Na kolację zjedliśmy dzika upolowanego przez Kamiliona. Zabrałam się za niego, ale niechętnie.
Po tym co usłyszałam od... ale o tym w osobnej historii.
Marzenia się spełniają! Przynajmniej moje. A o co dokładnie chodziło z Brave? Ja dalej nie wiem ;) Zostało nam tylko posprzątać wodospad...
piątek, 10 sierpnia 2012
Od Kamiliona
- Jest idealnie. – powiedziałem do Moon Light. – Dziękuję za pomoc.
Właśnie siedzieliśmy nad udekorowanym wodospadem.
- Nie ma za co. Wiesz, czegoś mi tu brakuje. – Zauważyła.
Serio? Czego? Pomyślałem, ale powiedziałem:
- Najpewniej Vanessy, Brave i jej niewidzialnego, nieistniejącego partnera. – Moon Light zaśmiała się.
- Myślisz że się pojawią? – Zapytała Moon Light.
- Nie. Myślę że się ni pojawią. Ale może. No, w każdym razie muszę iść po Vanessę.
- Mam nadzieję że jej się tu spodoba. – powiedziała wilczyca.
- Nie martw się – powiedziałem – powiem Ci jak zareagowała.
- Dzięki – Powiedziała Moon.
- Idę o Vanessę. Pomogłabyś mi ją znaleźć? – zapytałem.
- Pewnie. – Odparła.
Rozdzieliliśmy na drodze między naszym a mrocznym lasem. Ja poszedłem do mrocznego lasu.
Nie znalazłem Vanessy za to znalazłem – O mój Boże! – Brave z wilkiem
Właśnie siedzieliśmy nad udekorowanym wodospadem.
- Nie ma za co. Wiesz, czegoś mi tu brakuje. – Zauważyła.
Serio? Czego? Pomyślałem, ale powiedziałem:
- Najpewniej Vanessy, Brave i jej niewidzialnego, nieistniejącego partnera. – Moon Light zaśmiała się.
- Myślisz że się pojawią? – Zapytała Moon Light.
- Nie. Myślę że się ni pojawią. Ale może. No, w każdym razie muszę iść po Vanessę.
- Mam nadzieję że jej się tu spodoba. – powiedziała wilczyca.
- Nie martw się – powiedziałem – powiem Ci jak zareagowała.
- Dzięki – Powiedziała Moon.
- Idę o Vanessę. Pomogłabyś mi ją znaleźć? – zapytałem.
- Pewnie. – Odparła.
Rozdzieliliśmy na drodze między naszym a mrocznym lasem. Ja poszedłem do mrocznego lasu.
Nie znalazłem Vanessy za to znalazłem – O mój Boże! – Brave z wilkiem
którego imienia nie pamiętałem (To efekt uboczny leków podanych mi przez Moon Light). Nie podszedłem do nich blisko. Po prostu patrzyłem na nich z daleka. Byłem na tyle blisko żeby usłyszeć że rozmawiają ale za daleko żeby usłyszeć o czym. Odbiegłem zanim mnie zobaczyli. Wracając do naszego lasu wpadłem na Vanessę.
- Cześć. – Przywitałem się.
C.D.N nastąpi w opowiadaniu Vanessy.
- Cześć. – Przywitałem się.
C.D.N nastąpi w opowiadaniu Vanessy.
Od Akane
Wszystko mnie boli, nie mam sił, chce mi się spać i jak zaraz czegoś nie zjem to mój żoładek zje sam siebie.
Takimi dziwacznymi myślami i w dodatku wkurzona szłam w poszukiwaniu czegos do zjedzenia (czytaj. Czegoś łatwego do złapania ewentualnie padliny) Wyszłam z lasu w którym się pojawiłam po skończonej nałce uzywania kości na większom skale jak to określił mój „kochanym” braciszek. I przez nastepny rok na pewno nie postawie łapy w mrocznym lesie. I chyba czeka mnie uraz do pajaków do końca życia.
Nagle się zatrzymałam gdy niedaleko mnie zobaczyłam martwego jelenia i to w dodatku prawie nie tkniętego.
-E padlina dobra żecz……….jeśli nie zalęgło się w niej robactwo.
Podeszłam bliżej, z bliska jeleń wygladał nie koniecznie obiecująco miał poszarpane gardło od ugryzienia prawdopodobnie świezego ale ani śladu robactwa czyli jest git. Juz miałam zatopić kły w mięsie gdy…..
-Nie umiesz upolowac swojego jedzenia ?
Podniosłam głowe zamykajac paszcze i spoglondajoc na wilka stojacego po drugiej stronie to był ………….Kankuro.
-Tak się składa ze chwilowo nie jestem w stanie. – zilustrował mnie od gury do dołu, raczej za ciekawie nie wygladałam.
-Co ci się stało ?
- Nie twoja sprawa – zrezygnowana ogwruciłam się i zaczełam szybko isc w kierunku z którego przyszłam licząc na jakiegos zająca albo cos innego.
-Ej zaczekaj ! – przeskoczył nad jeleniem i pobiegł kawałek za mnom. – Jak chcesz podziele się z tobom. – Odwróciłam głowe w jego kierunku
-Nie trzeba dam sobie rade. – rozległo się głośne burczenie od kutego się aż skrzywiłam.
-Na pewno ? – spojrzał na mnie z uśmiechem , rozległo się kolejne burczenie.
-Na pewno –odwruciłam od niego wzrok i zaczełam dalej isc ze spuszczonom głowom.
-W takim razie nalegam żebyś cos zjadła –podniosłam głowe stał kawałek odemnie z uśmiechem na pysku. Rozległo się kolejne burczenie od którego się skrzywiłam
-Niech cie będzie.
Od Moon Light
-A co z Brave?
-Nie pasujemy do siebie.
-Zauroczenie,co?
-Chyba tak,ale teraz jestem pewien do Vanessy.
-W takim razie trzeba się zabrać za dekorowanie.
-Dziękuję ci Moon.
-Nie ma sprawy.
Pożegnał się i odszedł.A ja zabrałam się do szukania rzeczy do dekoracji.Zmusiłam też Damona.Razem szukaliśmy przez cały dzień.Dużo nazbierałam różnych rzeczy.Wieczorem złapałam kilka świetlików.
W jaskini nie było Damona.Wyszłam na zewnątrz.Na niebie było mnóstwo gwiazd.Nadleciał Damon z...Elfem w pysku.
-Po co ci ten elf?
-A kto lepiej ozdabia niż elfy?
Miał rację,elfy to świetni dekoratorzy.Po minie elfa widać było,że nie jest zadowolony.Przekonałam go by nam pomógł,a on się zgodził.Jutro przyleci ze swoimi przyjaciółmi.
-Nie pasujemy do siebie.
-Zauroczenie,co?
-Chyba tak,ale teraz jestem pewien do Vanessy.
-W takim razie trzeba się zabrać za dekorowanie.
-Dziękuję ci Moon.
-Nie ma sprawy.
Pożegnał się i odszedł.A ja zabrałam się do szukania rzeczy do dekoracji.Zmusiłam też Damona.Razem szukaliśmy przez cały dzień.Dużo nazbierałam różnych rzeczy.Wieczorem złapałam kilka świetlików.
W jaskini nie było Damona.Wyszłam na zewnątrz.Na niebie było mnóstwo gwiazd.Nadleciał Damon z...Elfem w pysku.
-Po co ci ten elf?
-A kto lepiej ozdabia niż elfy?
Miał rację,elfy to świetni dekoratorzy.Po minie elfa widać było,że nie jest zadowolony.Przekonałam go by nam pomógł,a on się zgodził.Jutro przyleci ze swoimi przyjaciółmi.
środa, 8 sierpnia 2012
Od Brave
Byłam bardzo zaskoczona, zła, smuta. Nie mogłam uwierzyć, że ze mną zerwał. Po jakimś czasie się przekonałam, że nie pasowaliśmy do siebie. Poszłam do mrocznego lasu aby się przespacerować. Po drodze spotkałam Kamiliona.
-Witaj..-Powiedziałam, -O! Eem.. Cześć Brave- Odpowiedział jakby się spieszył
-A, więc zerwałeś ze mną, bo znalazłeś sobie inną?- Zapytałam z ciekawością. -Eeem. No tak.- Odpowiedział cichym głosem -Aha. Czyli, która to?,- -To..to..to jest Vanessa- , - Aha, no dobra. Wiesz teraz zrozumiałam, że do siebie nie pasujemy..- Odpowiedziałam z dumą.
-Oh! Czyli nie jesteś na mnie zła?- Zapytał nie patrząc mi w oczy, -Tak, to znaczy ,że nie jestem zła, byłam wtedy zdruzgotana, ale doszłam do siebie- Odpowiedziałam, -Ej, a ty masz kogoś?-Zapytał.., -A tak, Uwierz, że mam kogoś!- Skłamałam. -Oooo... A kto to?- -Eem.. No.. ja... Zapomniałam..- Powiedziałam wycofując się, -Ciekawe, jak można zapomnieć imię swojego partnera? No nic.. Ja lecę. O i mam pytanie, -Jakie?- Zapytałam, -Wiesz, może byśmy się spotkali? Ty ze swoim bezimiennym kolegą- zażartował- a ja z Vanessą po jutrze o ile się zgodzi być moją partnerką...-. -Aha. Czyli jej nawet nie zapytałeś? No, extra.. A do tego spotkania, to no ... dobra przyjdę- Powiedziałam.. -No dobra, to narka.-
-Pa- powiedziałam odbiegając
-O nie!-Mówiłam sama do siebie- Co ja teraz zrobię?! Mam po jutrze się spotkać z Kamilionem i Vanessą i moim niby chłopakiem, którego nie mam! Oh!
Myślałam co robić wybiegając z mrocznego lasu....
C.D.N...
-Witaj..-Powiedziałam, -O! Eem.. Cześć Brave- Odpowiedział jakby się spieszył
-A, więc zerwałeś ze mną, bo znalazłeś sobie inną?- Zapytałam z ciekawością. -Eeem. No tak.- Odpowiedział cichym głosem -Aha. Czyli, która to?,- -To..to..to jest Vanessa- , - Aha, no dobra. Wiesz teraz zrozumiałam, że do siebie nie pasujemy..- Odpowiedziałam z dumą.
-Oh! Czyli nie jesteś na mnie zła?- Zapytał nie patrząc mi w oczy, -Tak, to znaczy ,że nie jestem zła, byłam wtedy zdruzgotana, ale doszłam do siebie- Odpowiedziałam, -Ej, a ty masz kogoś?-Zapytał.., -A tak, Uwierz, że mam kogoś!- Skłamałam. -Oooo... A kto to?- -Eem.. No.. ja... Zapomniałam..- Powiedziałam wycofując się, -Ciekawe, jak można zapomnieć imię swojego partnera? No nic.. Ja lecę. O i mam pytanie, -Jakie?- Zapytałam, -Wiesz, może byśmy się spotkali? Ty ze swoim bezimiennym kolegą- zażartował- a ja z Vanessą po jutrze o ile się zgodzi być moją partnerką...-. -Aha. Czyli jej nawet nie zapytałeś? No, extra.. A do tego spotkania, to no ... dobra przyjdę- Powiedziałam.. -No dobra, to narka.-
-Pa- powiedziałam odbiegając
-O nie!-Mówiłam sama do siebie- Co ja teraz zrobię?! Mam po jutrze się spotkać z Kamilionem i Vanessą i moim niby chłopakiem, którego nie mam! Oh!
Myślałam co robić wybiegając z mrocznego lasu....
C.D.N...
Nowy wilk-Kodi
Imię: Kodi
Wiek:3 lata
Płeć:samiec
Rodzaj:lodu
Moce:lodowe shirukeny i kunai'e oraz lodowe wycie(to jego sekretna broń)
Charakter:odważny,silny,opiekuńczy,lojalny
Opis:moje stare stado zostało zniszczone przez ludzi niektóre wilki brali ze sobą w tym mnie, żeby wiedzieli ile mają wilków numerowali mnie ja byłem numerem 31 (co widać po bliźnie)było tam tak strasznie ze postanowiłem uciec, udało mi się to tylko że nie miałem się gdzie podziać tylko to stado mnie zrozumiało i przyjęło.
Stanowisko: łowca
Partner:szukam ładnej wilczycy
Od Kamiliona
Mam mały problem. Kiedy leki podane mi przez Moon Light jeszcze troche działały poprosiłem nową wilczycę o imieniu Brave o bycie moją partnerką - a ona się zgodziła. Tyle że ja z nią już nie chcę być. Znalazłem swoją miłość w Vanessie. Tylko jak powiedzieć Brave że z nią zrywam? Najlepiej powiedzieć jej to w prost. Miałem szczęście. Brave właśnie szła w strone, łąki zakochanych? Przecież się z nią nie umiawiałem. Pewnie poszła oglądać kwiaty które na niej rosną. Poszedłem więc za nią. Siedziała do mnie tyłem więc mnie nie zauważyła. Kiedy się z nią przywitałem aż podskoczyła.
- Witaj Brave. - Powiedziałem.
- Cześć Kamilion. - przywitała się. - Przepraszam że tak podskoczyłam ale przestraszyłeś mnie.
- Nic nie szkodzi. Wiesz Brave - tu na chwilę się zaciąłem żeby odpowiedznio dobrać słowa - chodzi o to że... - Tym razem to ona mi przerwała.
- Kamilionie czy ty... - Teraz ja jej przerwałem.
- Chodzi o to Brave że nie możemy być już razem. Na pewno znajdziesz leprzego niż ja. Zaś ja znalazłem już kogoś komu chcę oddać swoje sercę.
- To znaczy że ze mną zrywasz? - Zapytała Brave.
- Tak Brave. - Przyznałem.
Brave przez całą rozmowę miała kamienny wyraz twarzy ale kiedy powiedziałem tak do jej oczu napłyneły łzy a z ust wydobył się szczekliwy szloch.
- Brave... - Zacząłem.
- Zostaw mnie w spokoju!!!! Nie chcę cie znać!!! Idź do tej swojej drógiej wilczycy. - Brave odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę jaskini Moon Light. Ja za to pobiegłem prosto do mrocznego źródła. Tam o mało nie wrzuciłem do wody wilczycy imieniem Akane.
- Witaj Brave. - Powiedziałem.
- Cześć Kamilion. - przywitała się. - Przepraszam że tak podskoczyłam ale przestraszyłeś mnie.
- Nic nie szkodzi. Wiesz Brave - tu na chwilę się zaciąłem żeby odpowiedznio dobrać słowa - chodzi o to że... - Tym razem to ona mi przerwała.
- Kamilionie czy ty... - Teraz ja jej przerwałem.
- Chodzi o to Brave że nie możemy być już razem. Na pewno znajdziesz leprzego niż ja. Zaś ja znalazłem już kogoś komu chcę oddać swoje sercę.
- To znaczy że ze mną zrywasz? - Zapytała Brave.
- Tak Brave. - Przyznałem.
Brave przez całą rozmowę miała kamienny wyraz twarzy ale kiedy powiedziałem tak do jej oczu napłyneły łzy a z ust wydobył się szczekliwy szloch.
- Brave... - Zacząłem.
- Zostaw mnie w spokoju!!!! Nie chcę cie znać!!! Idź do tej swojej drógiej wilczycy. - Brave odwróciła się na pięcie i pobiegła w stronę jaskini Moon Light. Ja za to pobiegłem prosto do mrocznego źródła. Tam o mało nie wrzuciłem do wody wilczycy imieniem Akane.
- Co ty tu robisz? - Zapytała.
- Jeśli ci nie wiadomo jestem strażnikiem mrocznego lasu. Właściwe pytanie brzmi - co ty tu robisz?
- Ja? Ja tu przyszłam po... - Akane zawachała się - a z resztą to nie twoja sprawa.
- Oczywiście że nie moja. Tylko Alfa trochę się ździwi jak się dowie że jej najleprza przyjaciółka szwęda się po mrocznym lesie.
- Proszę nie mów tego Moon Light - zaczeła mnie prosić. - Moon nie może się dowiedzieć że tu przychodzę.
- No dobra. Ale najpierw zrób coś dla mnie.
- Tak? - Akane widać była gotowa zrobić wszystko żeby tylko Alfa nie dowiedziała się że ona tu przychodzi.
Zastanowiłem się przez chwilę i powiedziałem:
- Przyprować proszę Vanessę jutro o zmierzchu nad wodospad dobrze?
- Dobrze.
Odwróciłem się i pobiegłem do Moon Light.
- Witaj Alfo - przywitałem się
- Dobrze cię widzieć Kamilion. - Odparła alfa. - Jak się czujesz?
- Świetnie, ale nie przyszedłem tu mówić o mnie. - Powiedziałem.
- Jeśli ci nie wiadomo jestem strażnikiem mrocznego lasu. Właściwe pytanie brzmi - co ty tu robisz?
- Ja? Ja tu przyszłam po... - Akane zawachała się - a z resztą to nie twoja sprawa.
- Oczywiście że nie moja. Tylko Alfa trochę się ździwi jak się dowie że jej najleprza przyjaciółka szwęda się po mrocznym lesie.
- Proszę nie mów tego Moon Light - zaczeła mnie prosić. - Moon nie może się dowiedzieć że tu przychodzę.
- No dobra. Ale najpierw zrób coś dla mnie.
- Tak? - Akane widać była gotowa zrobić wszystko żeby tylko Alfa nie dowiedziała się że ona tu przychodzi.
Zastanowiłem się przez chwilę i powiedziałem:
- Przyprować proszę Vanessę jutro o zmierzchu nad wodospad dobrze?
- Dobrze.
Odwróciłem się i pobiegłem do Moon Light.
- Witaj Alfo - przywitałem się
- Dobrze cię widzieć Kamilion. - Odparła alfa. - Jak się czujesz?
- Świetnie, ale nie przyszedłem tu mówić o mnie. - Powiedziałem.
- W takim razie co cię do mnie sprowadza? - Zapytała Moon.
- Chciałbym cię prosić o pomoc.
- O jaką konkretnie? - Zapytała Alfa
- Konkretnie o przyzwolenie mi na udekorowanie wodospadu, i o pomoc w dekorowaniu go.
- A cóż to za okazja? - Moon Light wydawała się bardzo ciekawa.
- Chcę poprosić Vanessę o zostanie moją partnerką.
C.D.N w opowieści Moon Light
- Chciałbym cię prosić o pomoc.
- O jaką konkretnie? - Zapytała Alfa
- Konkretnie o przyzwolenie mi na udekorowanie wodospadu, i o pomoc w dekorowaniu go.
- A cóż to za okazja? - Moon Light wydawała się bardzo ciekawa.
- Chcę poprosić Vanessę o zostanie moją partnerką.
C.D.N w opowieści Moon Light
Od Klary
Pewnego dnia wędrowałam po naszym terytorium. Gdy szłam przez Las coś przeleciało nade mną przestraszyłam się i zaczęłam biec. Pomyślałam, że to jakiś duch czy coś innego. Nie wiedziałam gdzie biegnę. W końcu zatrzymałam się, na początku nie wiedziałam gdzie jestem, ale zrozumiałam, że jestem
w Mrocznym Lesie. Poszłam dalej oglądając się po wszystkich stronach. Miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi i za mną idzie. Zawróciłam i zaczęłam biec ciągle oglądając się za siebie. Gdy wyszłam z Mrocznego Lasu poszłam nad Wodospad i tam zostałam. Postanowiłam odpocząć i nie robić sobie przypadkowych wycieczek do Mrocznego Lasu.
w Mrocznym Lesie. Poszłam dalej oglądając się po wszystkich stronach. Miałam wrażenie, że ktoś mnie śledzi i za mną idzie. Zawróciłam i zaczęłam biec ciągle oglądając się za siebie. Gdy wyszłam z Mrocznego Lasu poszłam nad Wodospad i tam zostałam. Postanowiłam odpocząć i nie robić sobie przypadkowych wycieczek do Mrocznego Lasu.
Nowy wilk-Stella
Imię: Stella
Wiek: 3 lata-nieśmiertelna
Płeć: Samica
Rodzaj: Śniegu
Moce: Może wywołać śnieg, zamraża, latanie
Charakter: Miła, zgrabna, zabawna, towarzyska, opiekuńcza, mądra
Opis: Gdy byłam jeszcze mała, zginęła moja matka i ojciec przez tego samego człowieka. Od tamtej pory musiałam sama sobie radzić. Pewnego razu stoczyłam walkę z rysiem, przez co dostałam wiele obrażeń, między innymi szramę na oku i samo oko...
Stanowisko: Strażniczka
Partner: Szuka
wtorek, 7 sierpnia 2012
Nowy wilk-Sierra
Imię:Sierra
Wiek:3 lata
Płeć:samica
Rodzaj:wilk wiatru
Moce:niewidzialność,latanie,super szybkość,czytanie w myślach.
Charakter:miła lecz czasem agresywna,odważna,energiczna
Opis:Różowo-fioletowa z długimi włosami
Stanowisko:łowca
Partner:szukam
poniedziałek, 6 sierpnia 2012
Od Katrona
Damon ma Moon Light , Kamilion ma Vanesse a Dambo ma Laure. A ja?! Landa rzecz jasna jest najpiękniejsza ale...... Nie dawało mi to spokoju. Więc poszedłem do Landy. Landa już była już prawie zdrowa. Znalazłem ją jak rozmawiała z Vanessą .
-Jesteś już zdrowa Landa.
-Naprawdę czyli mogę już biegać i chodzić po lesie.
-Nie. Po tym co się stało chodź tylko tam gdzie byłaś dużo razy.
-OK
I Vanessa poszła. Landa zauważyła mnie i powiedziała:
-Cześć Katron. Jeszcze raz dzięki że mnie znalazłeś.
-Spoko. A Landa bo wież.......Ja........
-No powiedz-powiedziała Landa
-No dobra.....Ja.....Kocham.......Cie!!!-wykrztusiłem
-................................................
Landa proszę dokończ.
-Jesteś już zdrowa Landa.
-Naprawdę czyli mogę już biegać i chodzić po lesie.
-Nie. Po tym co się stało chodź tylko tam gdzie byłaś dużo razy.
-OK
I Vanessa poszła. Landa zauważyła mnie i powiedziała:
-Cześć Katron. Jeszcze raz dzięki że mnie znalazłeś.
-Spoko. A Landa bo wież.......Ja........
-No powiedz-powiedziała Landa
-No dobra.....Ja.....Kocham.......Cie!!!-wykrztusiłem
-................................................
Landa proszę dokończ.
niedziela, 5 sierpnia 2012
Od Kamiliona
Pewnego dnia kiedy szedłem do mrocznego lasu sprawdzić czy coś się zmieniło spostrzegłem Vanessę. Patrzyła na mnie. Uśmiechnąłem się do niej a ona odpowiedziała mi najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widziałem. Już miałem do niej podejść ale ona odwróciła się i odbiegła. – Pewnie do Moon Light – pomyślałem.
Poszedłem więc dalej rozmyślając o niczym. Zastanawiałem się czy jej się podobam, co ona o mnie sądzi o innych takich. Nagle przeleciało nade mną coś wielkiego i czarnego.
- Znowu on – pomyślałem.
I potwierdzając moje przypuszczenia wylądował przede mną wielki rdzawo - brązowy basior.
- Witaj Kamilionie – Powiedział
- Witaj Miguelu – Powitałem go.
Poszedłem więc dalej rozmyślając o niczym. Zastanawiałem się czy jej się podobam, co ona o mnie sądzi o innych takich. Nagle przeleciało nade mną coś wielkiego i czarnego.
- Znowu on – pomyślałem.
I potwierdzając moje przypuszczenia wylądował przede mną wielki rdzawo - brązowy basior.
- Witaj Kamilionie – Powiedział
- Witaj Miguelu – Powitałem go.
- Przywitał bym się z tobą przedtem ale byłeś zajęty patrzeniem się na wilczycę siedzącą nad mrocznym wodospadem.
- Wcale się jej nie przyglądałem Miguelu. – Powiedziałem to tak ostrym głosem że sam się przestraszyłem.
- Nie kłam Kamilionie. Radzę ci się trzymać z daleka od naszego mrocznego lasu. W końcu należysz do watahy świtu. – Miguel był kiedyś przywódcą mrocznej watahy lasu. Niestety mój ojciec wygrał z nim walkę i Miguel stał się tylko pomagierem. - I zabierz stąd swoich przyjaciół.
- Mam nadzieję że jeszcze pamiętasz że jestem strażnikiem mrocznego lasu? – Zapytałem
- Tak pamiętam o tym – odparł – ale moim zdaniem nie powinieneś nim być skoro od nas odszedłeś.
- Nie odszedłem od was tylko wy mnie zostawiliście!!! – Zacząłem na niego krzyczeć. –Podawałeś się za mojego przyjaciela!!! Z kogoś komu mogłem ufać!!!! Ale teraz widzę że popełniłem błąd wierząc ci. – Miguelowi opadła szczęka. – Mam już dość tego że kiedy na ciebie wpadam ty wypominasz mi coś czego nie zrobiłem!!! – Miguel wytrzeszczył oczy ale zaraz się opanował.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić!? Byłeś dla mnie jak młodszy brat. To nie ja cie zostawiłem tylko nasza wataha. Jak myślisz, dlaczego tu jestem? Wróciłem żeby odnaleźć ciebie i przyprowadzić z powrotem do nas.
- Ale ja nie chcę don was wracać! – Krzyknąłem. – Ja mam już watahę! Jestem zakochany! Więcej do szczęścia mi nie potrzeba. No chyba że twojej nieobecności. – Przestałem krzyczeć za to Miguel wyglądał jakby zaraz miał
- Wcale się jej nie przyglądałem Miguelu. – Powiedziałem to tak ostrym głosem że sam się przestraszyłem.
- Nie kłam Kamilionie. Radzę ci się trzymać z daleka od naszego mrocznego lasu. W końcu należysz do watahy świtu. – Miguel był kiedyś przywódcą mrocznej watahy lasu. Niestety mój ojciec wygrał z nim walkę i Miguel stał się tylko pomagierem. - I zabierz stąd swoich przyjaciół.
- Mam nadzieję że jeszcze pamiętasz że jestem strażnikiem mrocznego lasu? – Zapytałem
- Tak pamiętam o tym – odparł – ale moim zdaniem nie powinieneś nim być skoro od nas odszedłeś.
- Nie odszedłem od was tylko wy mnie zostawiliście!!! – Zacząłem na niego krzyczeć. –Podawałeś się za mojego przyjaciela!!! Z kogoś komu mogłem ufać!!!! Ale teraz widzę że popełniłem błąd wierząc ci. – Miguelowi opadła szczęka. – Mam już dość tego że kiedy na ciebie wpadam ty wypominasz mi coś czego nie zrobiłem!!! – Miguel wytrzeszczył oczy ale zaraz się opanował.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić!? Byłeś dla mnie jak młodszy brat. To nie ja cie zostawiłem tylko nasza wataha. Jak myślisz, dlaczego tu jestem? Wróciłem żeby odnaleźć ciebie i przyprowadzić z powrotem do nas.
- Ale ja nie chcę don was wracać! – Krzyknąłem. – Ja mam już watahę! Jestem zakochany! Więcej do szczęścia mi nie potrzeba. No chyba że twojej nieobecności. – Przestałem krzyczeć za to Miguel wyglądał jakby zaraz miał
wybuchnąć.
Czekałem aż zacznie się na mnie wydzierać ale on się na mnie rzucił. Wgryzł mi się w kark i zaczął mną potrząsać. Zacząłem wymachiwać łapami aż moje pazury dosięgły celu. Miguel puścił mnie wyjąc z bólu. Trafiłem go w łapę. Wilk ponownie się na mnie rzucił. Tym razem wgryzł mi się w bark. Obróciłem głowę i ugryzłem go w szyję. Poczułem w ustach smak krwi. Puściłem go a on mnie. Basior padł na ziemie. Ja słaniając się na nogach doszedłem do granicy naszego lasu. Tam na chwilę straciłem przytomność. Obudziłem się w jaskini medyków. Na de mną stała Moon Light.
- Powiesz mi co się stało? – Zapytała
- W sumie to nic. – Odpowiedziałem
- Twoje rany wyglądają tak jakby zaatakował cię inny, większy od ciebie wilk. – Moon Light wydawała się najmądrzejszym wilkiem w watasze.
- Bo tak było. – Przyznałem. – Zaatakował mnie członek mojej poprzedniej watahy. Nic mi nie będzie.
- No nie wiem – Odparła Moon. – Źle to wygląda.
- Ale źle nie jest. – Moon przyłożyła mi coś do rany a ja zawyłem z bólu.
- Auuuuu. Co ty robisz? – Zapytałem przez zaciśnięte zęby.
- Przemywam ci ranę – odpowiedziała alfa.
- To rób to delikatniej. – Poprosiłem.
- Robię to najdelikatniej jak umiem. – Odparła.
I nagle znów straciłem przytomność. Tym razem obudziłem się w jaskini mieszkalnej. Obok mnie siedziała Vanessa.
Czekałem aż zacznie się na mnie wydzierać ale on się na mnie rzucił. Wgryzł mi się w kark i zaczął mną potrząsać. Zacząłem wymachiwać łapami aż moje pazury dosięgły celu. Miguel puścił mnie wyjąc z bólu. Trafiłem go w łapę. Wilk ponownie się na mnie rzucił. Tym razem wgryzł mi się w bark. Obróciłem głowę i ugryzłem go w szyję. Poczułem w ustach smak krwi. Puściłem go a on mnie. Basior padł na ziemie. Ja słaniając się na nogach doszedłem do granicy naszego lasu. Tam na chwilę straciłem przytomność. Obudziłem się w jaskini medyków. Na de mną stała Moon Light.
- Powiesz mi co się stało? – Zapytała
- W sumie to nic. – Odpowiedziałem
- Twoje rany wyglądają tak jakby zaatakował cię inny, większy od ciebie wilk. – Moon Light wydawała się najmądrzejszym wilkiem w watasze.
- Bo tak było. – Przyznałem. – Zaatakował mnie członek mojej poprzedniej watahy. Nic mi nie będzie.
- No nie wiem – Odparła Moon. – Źle to wygląda.
- Ale źle nie jest. – Moon przyłożyła mi coś do rany a ja zawyłem z bólu.
- Auuuuu. Co ty robisz? – Zapytałem przez zaciśnięte zęby.
- Przemywam ci ranę – odpowiedziała alfa.
- To rób to delikatniej. – Poprosiłem.
- Robię to najdelikatniej jak umiem. – Odparła.
I nagle znów straciłem przytomność. Tym razem obudziłem się w jaskini mieszkalnej. Obok mnie siedziała Vanessa.
- Cześć śpiochu. – Przywitała mnie.
- Jak długo byłem nieprzytomny? – Zapytałem ją nie odpowiadając na jej powitanie.
- Byłeś nieprzytomny tylko przez dwa dni.
- Dwa dni? Jak dużo mnie ominęło? – Spytałem.
- W sumie to nic oprócz tego że dołączyły do nas trzy nowe wilczyce.
- Tak to w sumie nic. – Powiedziałem i zacząłem się śmiać.
Vanessa dołączyła do mnie śmiejąc się swoim perlistym śmiechem.
Kiedy wyjrzałem z jaskini zapadał już zmrok. Nagle wpadłem na pomysł.
- Vanesso, czy nie zechciałabyś się ze mną przejść? – Zapytałem ją.
- Z wielką chęcią. – Powiedziała Vanessa.
C.D.N
- Jak długo byłem nieprzytomny? – Zapytałem ją nie odpowiadając na jej powitanie.
- Byłeś nieprzytomny tylko przez dwa dni.
- Dwa dni? Jak dużo mnie ominęło? – Spytałem.
- W sumie to nic oprócz tego że dołączyły do nas trzy nowe wilczyce.
- Tak to w sumie nic. – Powiedziałem i zacząłem się śmiać.
Vanessa dołączyła do mnie śmiejąc się swoim perlistym śmiechem.
Kiedy wyjrzałem z jaskini zapadał już zmrok. Nagle wpadłem na pomysł.
- Vanesso, czy nie zechciałabyś się ze mną przejść? – Zapytałem ją.
- Z wielką chęcią. – Powiedziała Vanessa.
C.D.N
Od Moon Light
-Droga Vanesso,myślę że dało by się to zrobić tylko że nie wiem czy nadal chcesz zmienić się.Nie wolno igrać z zmianą wyglądu.Dam ci jeszcze czas do namysłu.A teraz idź już i przemyśl to.Może wcale nie potrzebujesz nowego wyglądu.
Teraz idę pogadać z Kamilionem.
Teraz idę pogadać z Kamilionem.
Od Akane
Dotknęłam cienia drzewa, zrobiłam się cała czarna i zniknęłam. Pojawiłam się w środku mrocznego lasu. Powoli wyszłam z cienia przybierając swój normalny wygląd. Trzeba przyznać ze środek mrocznego lasu wygląda znacznie inaczej niż reszta i jest znacznie bardziej niebezpieczny. Wokół mnie znajdowało się mnóstwo ogromnych drzew bez liści z których zwieszały się różnego rodzaju pnącza. Niedaleko mnie była duża skała pokryta czarnymi różami a na niej wydrapany napis „Sousuke”.
-Wydrapałeś sobie płytę grobowcą ?- powiedziałam prostując się i robiąc krok w przód.
Nagle przede mnie spadł ogromny pająk. Szybko odskoczyłam , wysuwając ostro zakończone kości z ciała. Pająk skoczył na mnie………….. ale w jednej chwili rozleciał się na kawałki pozostawiając bo sobie ohydny smród, śluz i resztki martwego ciała. Spojrzałam na skałę siedział tam wilk z mojej wizji tylko ze w o wiele gorszym stanie niż przedtem. Pysk miał podrapany, z lewej strony brakowało mu kawałka ucha, był przebity na wylot tak ze było widać mu zebra i wnętrzności a złap zwisały małe kawałki sierści. Tylko ogon był w nie naruszonym stanie.
-Akane na przyszłość patrz pod łapy jak chodzisz bo stanełaś na nici pająka i przez to się pojawił to po pierwsze a po drugie- rozejrzał się dookoła- gdzie ty ?
-Naaaa guuuu…uuurze- wydukałam przerażona. Spojrzał na mnie. Siedziałam na drzewie kurczowo wbijając kości w gałąż.
-Tylko mi nie mów że się mnie wystraszyłaś albo że masz lek wysokości ?
-Ciebie nie…..ale pająąąąąka taaak –spojrzałam w duł, zakołysało mi się w głowie – i maaam lek wysokościiiii – wczepiłam się jeszcze bardziej w gałąź zamykając oczy
-Oj siostrzyczko siostrzyczko ty mnie kiedyś załamiesz –westchnął – Dobra zrobimy inaczej. AKANE JEŚLI NIE ZEJDZIESZ TO TE PAJĄKI CIE ŻYWCEM ZJEDZĄ. MŁODE TAM MAJĄ SWOJE GNIAZDO !!!!!!!!! – wydarł się na całe gardło. A ja w jednej chwili spadłam na ziemie turlając się i otrzepując.
-ZABIERZ JE ZABIERZ JE !!!!!!!!!!!!!!
-Ej ej siostra spokój nic po tobie nie łazi !!!!! – przestałam się turlać i położyłam się na plecach rozglądając się po sobie dla pewności – Ja tylko żartowałem. –wyszczeżył się wrednie a ja warknęłam na niego.
-Osz ty !!! – skoczyłam do niego jeszcze bardziej wysuwając kości z karku kręgosłupa ogona żeber i łap
-STÓJ!!!!! –stanełam jak wryta nosem prawie dotykając kolców róż – Powoli się odsuń i nie dotykaj tych róż a tym bardziej kolców ….bo zginiesz
-Zapominasz ze jestem nieśmiertelna – zaczęłam się powoli wycofywać a gdy byłam w odpowiedniej odległości usiadłam
-Nie zapomniałem po prostu to – wskazał na róże – może zabić nawet nieśmiertelnego. – zeskoczył ze skały tak ze wylądował centymetr ode mnie –Tyle ze na mnie to nie działa – odwrócił wzrok ode mnie – bo i tak praktycznie już nie żyje.
-A tak z ciekawości co by się stało jakbym dotknęła ?
-Najpierw miałabyś duszności do czasu Az nie umiałabyś złapać powietrza później zaczęłaby ci schodzić sierść płatami tak samo mięśnie i po jakimś dniu pozostały by po tobie tylko kości. Można powiedzieć śmierć w męczarniach.
-OJ –zrobiłam wielkie oczy i dla pewności jeszcze dalej się odsunęłam.- A tak właściwie czemu cie widzę skoro nie żyjesz ? Bo raczej duchem nie jesteś. –zilustrowałam go wzrokiem od góry do dołu – I dlaczego chciałeś żebym do ciebie przyszła ?
-Widzisz mnie bo chce żebyś mnie widziała a nikomu innemu się nie lubię pokazywać a chciałem żebyś tu przyszła po to żeby cie nauczyć używać kości na większyą skale – uśmiechnął się tak jak to robił kiedy byliśmy szczeniakami i chciał wykręcić komuś jakiś numer. – To jak jesteś gotowa ?
-Zaczynajmy !!
Subskrybuj:
Posty (Atom)